Ania 09.08.2009 22:36
Pochwalony Jezus Chrystus!
Chciałabym zasięgnąć opinii w pewnej sprawie, z którą nie mogę się uporać.
Mam pewnego kolegę, który jest w moim wieku - ma 18 lat.
Znamy się od podstawówki, razem chodziliśmy także do gimnazjum.
Miał dużo znajomych, w klasie kilku chłopaków z którymi 'broili ' i żartowali. Mój bliższy kontakt zaczął się z nim właśnie w tym okresie - koniec gimnazjum, czyli jakieś 2,5 roku temu. Zakochał się we mnie. I mówił, pisał o wszystkim co czuje.
Byli bardzo zabawni przyznam, jednak on potem diametralnie się zmienił...
zaczął nagle słuchać Dżemu - nie mówił o tym otwarcie, ale jego idolem stał się Rysiek Ridel i myślę, że się w dużej mierze na nim wzorował.W niedługim czasie zaczął pić. Z tego co wiem urywał się ze szkoły, okłamywał mamę, zaprzepaszczał pieniądze np na kwiatki na koniec roku dla pani na alkohol, opuścił się także w nauce. W swojej miejscowości też ma osoby, ma " znajomych/ " przyjaciół " z którymi się spotyka i... Więc libacje alkoholowe są nie tylko z osobami z klasy.
Dwa lata temu umarł mu ojciec. Nagle. Nie przejął sie tym zbytnio na początku, ale.. można by rzec, że później zaczęło to powoli do niego docierać. Jest wrażliwy. Ale... nie zmienił swojego postępowania. Nadal robił co chciał. Złudnie pojmował wolność. Pisał mi, że już w nic nie wierzy, że nie ma Boga, zamknął się w swoim świecie, choć jednocześnie wołał nieustannie o ratunek. Byłam jego ratunkiem. Nie mówił tego wprost, ale... dało się to wyczuć. " Jesteś moją jasną stroną, ja jestem ciemną " . Bywały czasy, że postanawiał nie pić - ale, uwaga - nie dla siebie, tylko robił to dla mnie. Że on inaczej nie potrafi. Że jest mu bardzo ciężko. Zdarzało się, że udawało mu się nie pić przez pewien czas [ albo mnie po prostu okłamywał ], ale częściej po prostu nie dawał rady i musiał się napić. Mówiłam mu, o tym, żeby zaprzestał pić, zmienił swoje życie, ukierunkował je jakoś. Miliony rozmów, na gadu, przez smsy, przez telefon - o tej samej treści. Już brak mi sił, bo ja nie wiem co mam robić. On z nikim nie rozmawia o tym swoim problemie, ma jego świadomość, zwraca się nieustannie do mnie o pomoc, ale jak widać - ja nie jestem w stanie mu pomóc, bo on tak jakby i tak moją ofertę pomocy odrzuca. Upada i użala się nad sobą i wszystko znów w kółko. Wszyscy już wyrobili sobie o nim opinie. Jestem już zmęczona tym wszystkim, tą jego walką, a co dopiero on... Jak on musi się czuć.
Przykro mi, z tego powodu, bo zdaję sobie sprawę z tego, co on przeżywa. Walkę w swoim wnętrzu. Chyba, że jest to tylko rodzaj zwrócenia mojej uwagi na niego. Nie wiem co ja mam robić. Proszę o opinie... Szczęść Boże.