szukający prawdy 17.05.2009 10:25

Szczęść Boże! Od jakiegoś czasu nurtuje mnie momentami jedna sprawa, a mianowicie kwestia 5 przykazania przy okazji egzaminu na prawie jazdy. Jakieś 4 miesiące temu podczas egzaminu przy wykonywaniu manewru zawracania na podjeździe wycofywałem już samochód (byłem w połowie zadania) i wydawało mi się logiczne, że muszę przy wyjeżdżaniu pilnować cały czas prawej strony by z zakrętu nikt mi tam nie wyjechał. Jednak widziałem, że egzaminator pilnował w tym czasie 2 pasa ruchu-przeciwnego kierunku. Mnie jednak wydawało się to nielogiczne, bo ja miałem wjechać na pas dla wyjeżdżających z prawej. I nagle egzaminator, dość wcześnie wydaje mi się, użył hamulca i przerwał mi egzamin, mówiąc, że trzeba się rozglądać także i w tamtym kierunku, akurat tam jechał z naprzeciwka inny samochód, ale ja myślę, że jak zmieszczę się na swoim pasie, to będzie ok. Powinienem był tą jego obserwację potraktować jako cynk, że i tam w drugą stronę muszę popatrzeć. Myślałem, że tamten samochód jedzie prawym pasem i mnie wystarczy jednej strony pilnować.
Nie wziąłem tego za grzech, bo w tym momencie akurat to co zrobiłem zdawało mi się logiczne, więc na najbliższej spowiedzi tego nie wyznałem, że mogłem w tym przypadku nie zachować ostrożności itp., powiedziałem ogólnie, mając na myśli również błędy na drodze mniej istotne, bo nie stwarzające zagrożenia innym, że nie zachowałem należytej ostrożności podczas jazdy w czasie kursu z instruktorem.
Gdzieś po miesiącu od tej spowiedzi przystąpiłem kolejny raz do sakramentu pokuty, i tym razem przed spowiedzią miałem dylemat, czy wyznać oddzielnie tą sytuację podając okoliczności, jednak pomodliłem się w duchu, aby Duch Święty pomógł mi się dobrze wyspowiadać, i jakbym poczuł w myślach, aby tego nie mówić. CZy można po szczerej modlitwie, przy szczerej chęci nawrócenia posłuchać tego swojego głosu sumienia?

Od jakiegoś czasu mam poczucie winy, że trzeba było z okolicznościmi ten grzech wyznać, przy kolejnych spowiedziach o tym nie mówiłem. Czy moja wina w tym przypadku może być mniejsza z powodu oecności egzaminatora, który pilnował tej drugiej strony przy wyjeździe i w porę zareagował?

Na egzaminie generalnie muszę liczyć tylko na siebie i nie mogę się nastawiać na to, że egzaminator będzie mi pokazywał co mam robić. Uznałem więc wówczas, że to co on robi jest nielogiczne i zrobiłem jak mi rozum podpowiadał w tej sytuacji.
Staram się być blisko Pana Boga, mam plany na życie wierząc, że mógłbym być w przyszłości świetnym mężem i ojcem. Dużo się modlę, odmawiając codziennie koronkę do Miłosierdzia Bożego, wierząc, że dla odmawiających Ją Chrystus przy sądzie ostatecznym staje się ni sprawiedliwym sędzią, a miłósiernym Zbawicielem.
Ale rozpamiętywanie tej sytuacji wytrąca mnie z rytmu czasami, jakbym był w niepewności czy faktycznie osiągnę zbawienie, bo nie wyznałem oddzielnie tego grzechu.

Nie wiem już sam czy to Pan Bóg może mi przez to przypominanie o tej sytuacji powiedzieć, że mam się jeszcze raz spowiadać, czy też to może moje widzimisię. Po jakimś czasie od tej sytuacji wcale o niej nie myślałem. Żyłem w radości Dziecka Bożego.
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Odpowiedź:

Zdaniem odpowiadającego wyznanie ogólne tego i podobnych grzechów było wystarczające. Dlaczego? To nie był zapewne nawet grzech ciężki. Przecież nie chciałeś spowodować wypadku, tylko n e pomyślałeś, zabrakło Ci wyobraźni. Co u dopiero zaczynającego przygodę z samochodem jest dość normalne. Skoro brak było świadomości, że narażasz się i innych na niebezpieczeństwo, nie może być mowy o ciężkim grzechu.

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg