ja 01.07.2008 15:58
Tak sobie myślę, że aby być uczniem Chrystusa, trzeba posiadać takie cechy jak: odwaga, niekiedy wręcz heroizm, męstwo, być twardym, bardzo wytwałym i ogólnie być bardzo odpornym i silnym psychicznie. Bo np sytuacja, która wymaga od nas obrony wiary w miejscu pracy, kiedy wszyscy inni są przeciwko nam na pewno odwagi wymaga. Bo potem trzeba będzie codziennie tam chodzić, być może codziennie stykać się z niemiłymi uwagami i docinkami, czyli jak dla mnie ogromny, ciągły stres (zagorzali przeciwnicy Kościoła naprawdę potrafią być bardzo niemili..). No można zostać w najlepszym razie"tylko" wyśmianym. Ale w zasadzie o czym ja w ogóle mówię..? Przecież ludzie ginęli za wiarę i cierpieli ciężkie tortury i prześladowania. A ja..? Otóż ja jestem osobą bardzo nieśmiałą, lękliwą, bardzo nadwrażliwą, mam łzy w oczach, kiedy mam wrażenie, że ktoś "krzywo" na mnie spojrzał i mnie nie lubi. W życiu czuję się jak przestraszone dziecko, zagubione w tłumie ludzi, bez taty i bez mamy..(jestem dorosła..). I przecież nie stanę się innym człowiekiem. Czy w związku z tym mam przestać chodzić do Kościoła i przestać się modlić? Bo po co..? I tak jestem wobec Boga fałszywa, wiem, że kiedy przyjdzie co do czego, nie przyznam się do Niego.. Nigdy nie będę umiała być uczniem Chrystusa. Jestem tylko Judaszem i nie ma we mnie chęci poprawy..