Weronika 12.05.2008 21:53
Mam 29 lat, jestem od czterech lat zona, mamy 2 wspanialych i kochanych dzieci(corka 3lata, syn 9 miesiecy). Od trzech lat mieszkamy w Niemczech. Chociaz niektorym wydaje sie, iz na Zachodzie jest raj na ziemi, ja przezywam tu swoje male pieklo.
Wyszlam za maz z milosci. Po slubie wydawalo mi sie, ze otworzyly sie drzwi do szczescia.Tymczasem bylo i jest zupelnie na odwrot. Jak wyczytalam w ksiazkach i necie, zachowanie mojego meza nalezy nazwac molestowaniem psychicznym.
Maz wywodzi sie z rodziny ochrzczonej ale bedacej przeciwko nauce Kosciola, nawet Papieza. W takiej wlasnie atmosferze wzrastal.
Jeszcze przed slubem mowil, iz chce byc inny. Bylismy razem na Pieszej Pielgrzymce na Jasna Gore, w Mediugorie, na czuwaniu mlodziezy w Ledniy, etc. I jakos mu to wszystko nie przeszkadzalo. Teraz za to mam wypomniane to, ze ucze dziecka modlitwy, ze tesknie za mszami sw. w tygodniu. Na kazdym kroku maz wypomina mi moja rodzine. Tak strasznie przeszkadza mu, ze brat jest w seminarium, ze siostra jest katechetka, i ze rodzice uczestnicza codziennie we maszy sw. Maz jest wulgarny, nie potrafi nad soba panowac.Odbija sie to – niestety - na dzieciach. W zlosci wypowiada takie wulgaryzmy i bluznierstwa, ze juz tylko potrafie w myslach (ze lzami w oczach) powiedziec „Jak ja Cie nienawidze”.Wiem, iz powinam kochac meza pomimo wszystko, ze powinnam (nie wiem jak) sie starac.......
Ale nic juz nie potrafie. Prosze Boga zeby pomogl mi z tym wszystkim zyc, zrozumiec, pokochac.Jednak w ostatnim czasie jest we mnie tyle negatywnych uczuc, tyle bolu, nerwow....Nie wiem juz co robic. Kiedy maz zbliza sie do mnie, odpycham go. Czuje wstret do jego Ciala. Nie potrafie podjac z nim wspolzycia.Mysle tylko, iz nie potrzeba mi chwilowej przyjemnosci, zeby potem bylo jeszcze gorzej.A kiedy jest gorzej ciesze sie, ze nie dalam sie nabrac obietnicom i nie zgodzilam sie na wspolzycie.Wiem, ze to we mnie musi sie wiele zmienic, by moc albo chociaz probowac uleczyc nasza sytuacje. Jednak nie wiem juz jak to ugryzc. Tak bardzo chcialabym azeby takze maz zechcial cos ze soba zrobic. Wciaz uwaza, ze on jest dobry, iz to ja”Wariatka chora psychicznie „powinnam sie leczyc .On twierdzi, iz nawet nie musi isc do spowiedzi, gdyz on grzechow nie ma. Tylko ja i moja rodzina powinna sie zmienic.Jest w nim tyle pychy i egoizmu. Na jakakolwiek moja prosbe odpowiada”nie zrobie, nie mam czasu, mam cie w......., masz swoje nogi, ugryz mnie w......Nie potrafi sie upokorzyc i wysluchac mojej prosby. Jak zauwazylam,wynika to tez z bledow wychowawczych jakie popelnili jego rodzice – zawsze stawiali swoje dzieci na piedestale. Nawet w przedszkolu maz siedzial w kancelarii podczas posilkow i (za zarzadzeniem swojej matki) jadl zawsze cos lepszego. Teraz tez w oczach jego matki to ja jestem zla, to przeze mnie maz jest taki, to ja mam zle podejscie do dzieci. Mnie pozostalo juz tylko modlitwa i placz. Jednak nie wiem ile wytrzymaja jeszcze moje nerwy, jest mi coraz trudniej znosic to wszystko. Nie mamay do siebie zaufania. Co nowego u mojego meza dowiaduje sie gdy przez przypadek uslysze rozmowe telefoniczna meza ze swoja matka. Ja tez nie moge wszystkiego mowic mezowi, bo zawsze, po czasie uzyje tego przwciwko mnie.
Czy moze nam ktos jakos pomoc???