qwerty 30.04.2008 22:21

Nie lubię pewnego piosenkarza, ponieważ traktuje on kobiety jak obiekty zaspokojenia seksualnego, co uzewnętrznia zresztą w swoich tekstach. Zastanawiałam się, jakich słów użyłabym, gdybym miała wyrazić swoją opinię przy znajomych. Ten "obiekt zaspokojenia seksualnego" tak trochę sztywno brzmi, więc zastanawiałam się nad tym, jakich słów użyłabym, żeby nie było zbyt "naukowo", a jednocześnie żeby nie było zbyt wulgarnie.
Przez głowę przechodziły mi różne, raczej dość wulgarne słowa, ale było to na takiej zasadzie, że te słowa pojawiały się w mojej głowie, a ja myślałam np. "tak bym nie powiedziała, to już jest zbyt ordynarne" ale i tak w końcu wyszło, że zaakceptowałam dwa słowa z tych raczej dość nieprzyzwoitych, jedno było trochę bardziej wulgarne, drugie mniej... Dopiero potem przyszło mi do głowy, że przecież takie wyrażanie się o sferze seksualnej jest grzechem ciężkim. Czy to, że zaakceptowałam wtedy te dwa słowa, już było myślą nieczystą i grzechem ciężkim? Nie miałam złych intencji, tzn. ośmieszania sfery seksualnej i godności ludzkiej, chociaż chyba tak w końcu wyszło... Zaznaczam, że po głębszym zastanowieniu się nad całą sprawą uznałam, że jednak tych słów nie użyłabym w publicznej dyskusji.

Odpowiedź:

Kiedy sie zastanawiałaś nad różnymi określeniami, w tym wulgarnymi, można było mówić o pokusie. Z cała pewnością. To że zaakceptowałaś dwa, ale potem i tak zrezygnowałaś z tych określeń, bo uznałaś, ze jednak są zbyt ordynarne, też w zasadzie jest pokusą. Bo skoro przed popełnieniem czynu - a wiec użyciem słów w rozmowie - zmieniłaś zdanie, to widać nie było ostatecznej decyzji...

Nawet gdybyś użyła owych wulgarnych określeń raczej trudno byłoby uznać to za grzech ciężki. Ciężar grzechu - prócz świadomości i dobrowolności czynu - zależy od wielkości krzywdy. Odpowiadający nie widzi w dosadnym określeniu czyjejś postawy wielkiego zła...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg