Ola 11.04.2008 17:53
Pisze pan
„ Piszę, że niebieski szlak z Łopusznej na Turbacz jest dość uczęszczany i jest duże prawdopodobieństwo, że po drodze spotka kogoś, z kim będzie mógł sobie porozmawiać a nawet ukończyć swoją wędrówkę. Owszem, może się zdarzyć, ze nie spotka nikogo. Ale to dość mało prawdopodobne. Tam naprawdę chodzi sporo turystów. Tak naprawdę mówię więc chłopakowi, który ledwo minął Dunajec, żeby nie narzekał, ze jeszcze nikogo miłego nie spotkał. Przed nim długa droga i nie ma powodu do paniki. Będzie sie martwił, jak będzie blisko celu, a ciągle będzie sam... „
i tu właśnie dochodzimy do sedna. Twierdzi pan (i wielu innych), że każdy człowiek idąc przez życie napotka prędzej czy później tę duga połowę i o to pytałam skąd w takim razie ludzie samotni (pomijam osoby konsekrowane i tych którzy sami tak wybrali). Z takiego rozumowania wynika że samotnym jest się tylko i wyłącznie z własnej winy. To bardzo krzywdzące! Ale chcę to usłyszeć wyraźnie, czy właśnie to miał pan na myśli?
Chciałam, żeby to pan dookreślił bo właśnie w tym jest cały problem. Jeżeli tak jest to ludzi samotnych nie powinno być. A ja jestem i nie jestem na początku drobinie mam 21 lat (tak jak ten chłopak) ale 31 Pisze pan że trzeba się martwić jak będzie blisko celu. Jak będę miała 50 lat to już nie pora , właśnie teraz chcę zobaczyć co jest nie tak czy to moja wina. To mnie dręczy. Czy dobrze robię. Czy mam zaufać Bogu i nic nie robić na siłę ale wtedy będę oskarżona o lenistwo, czy próbować różnych rzeczy. Wiem doskonale że gdyby Bóg chciał to nawet gdybym mieszkała na pustyni to dałby mi kogoś. Więc dlaczego?