Justyna 14.03.2008 22:13

Szczęść Boże!
Proszę Księdza potrzebuje pomocy, rady, wyjaśnienia, a może wsparcia. Od paru lat, a dokładnie 3 moje życie jest pasmem smutku, problemów, samotności. Ale może zaczne od początku.

Mam na imię Justyna. W wieku 19 lat wyszłam za mąż za najcudownieszego człowieka. Mąż był starszy odemnie o 5 lat. Wydawało mi się że jest dojrzałym, troskliwym człowiekeim. I taki był ... Kochalam go ponad wszystko, mieliśmy wspólne plany na przyszłość, wspólnie zasady, marzenia o powiększeniu rodziny. Sytauacja życiowa zmusiła mnie do wyjazu do innego miasta. Przyjeżdzałam na weekendy. Niestety ale po tym wydarzeniu w naszym małżeństwie zaczeło się psuć. Nie porafiliśmy się zrozumieć i raniliśmy się nawzajem. W końcu mój mąż ode mnie odszedł. Czułam wtedy, że jest to także w dużej mierze moja wina. Nadal się kochalismy i postanowiliśmy dać sobie trochę czasu. Mijały miesiące a ja wiedziałam że moje życie bez męża jest tylko pustką. Lecz mój mąż twiedził że nie jest pewny czy chce ze mną być i musi jeszcze pomyśleć. Bolało mnie to ale czekałam na niego, wierzyłam w to że jest mu ciężko i czuje się zagubiony. Wróciłam do naszej miejscowości. Zrozumiałam że praca to nie wszystko. Nie miszkaliśmy razem ale się
przyjaźniliśmy i spotykaliśmy, chociaż nie było to łatwe- widzieć się, ale nie być razem na co dzień.

Przed świętami Bożego Narodzenia mąż postanowił daćnam sznse i spróbować jeszcze raz. Zamieszkaliśmy razem. Ale niestey było już inaczej. Mój mąż coraz więcej pracował, unikał mnie, odsunął się, nie porafił już mnie przyulać i trzymać za ręke. To były najcięższe miesiące mojego życia. Nic nie bolało tak jak jego obojętność i chłód. Czułam, że już nie uratujemy naszego małżeństwa. Starałam się być ciepła i cierpliwa, lecz nie zawsze było to łatwe. Doszło do tego że oboje zaczeliśmy się zamykać w sobie. Mąż stwierdził że nie porafi mi już ukazać tego że mnnie kocha. Któregoś ranka usiedliśmy na łóżku i zaczeliśmy się zastanawiać nad naszą przyszłością. Spytałam się go tylko raz: czy chcesz ze mną być?! Na obre i na złe. Powiedział że nie. Odwiózł mnie do rodziców. Do dzisiaj pamiętam jak się żegnaliśmy i jak odjechał. Wróciłam do naszego mieszkania, ale wszystko tam przypominała mi nasze wspólne życie. Nie potrafiłam być sama, płakałam, piłam, spałam u rodziców bo się bałam, myślałam jak skończyć z życiem. Nie potrafiłam
normalnie funkcjonować. Tak bardzo za nim tęskniłam, wiedziałam już po wcześniejszych doświadczeniach że teraz życie będzie baaardzo trudne. I nadal go kochałam. Nie mineło pare miesięcy i znowu chiał wrócić. Ale ja już nie miałam siły łatać tego wszystkiego od nowa. Myślę że wybaczyłabym mu, lecz ogromnie bałam się że mnie znowu opuści. Nie zdążyłam się pozbierać a tu znowu zmienia zdanie.

Chciałam z nim być, ale nie odważylam się mu wybaczyć i być z nim po raz kolejny. Od tamtego czasu mineło 1,5 roku. Długie 1,5 roku nauki życia bez człowieka, kóry był dla mnie wszystkim. Na dziń dzisiajszy spotykam się z kimś innym. Dziwnym trafem też ma na imię Mariusz. Jest moim paroletnim przyjacielem. Wydaje mi się że się zakochałam, ale ... nadal brakuje mi mojego mężą. Postanowiłam dać sobie
trochę czasu. Nie chce podejmować żadnych pochopnych decyzji. Nie chciałabym nikogo zranić. Prosze księdza, wiem że wg kościła zawsze mój mąż zostanie moim mężem. I akceptuje to, bo moja miłość do niego zawsze będzie dla mnie czymś wyjątkowym. Lecz co z mim dalszym życiem? Czy powinnam znowu wybaczyć mojemu mężowi, pomimo że nie widzę w jego zachowaniu dpowiedzialności, i nie wierze że mnie nie zostawi? A jeżeli nie będziemy razem, to czy mam prawo być z kimś innym? w tym roku skończyłam 26 lat, nie mam dzieci, czy mam do końca życia być samotna? Czy mogę iść do spowiedzi, jeżeli czuję do mojego męża jeszcze ogromny żal? A co z komunią?

Modlę się do Boga, aby ukazał mi drogę którą powinnam iść. Czy Bóg mi wybaczy moje postępowanie? Po tym wszystkim nie czuje się godna być Jego "dzieckiem". Jak ukoić ból, pustkę w sercu? Tak ogromnie brakuje mi Boga!

Ps. Do tej pory wierze że pomiędzy mną a moim mężęm była prawdziwa miłość. Nie wiem co się stało, ale uważam go za dobrego człowieka. Może po prostu się oboje pogubiliśmy w swoim życiu. Nauczyłam się przez ten czas, że nie należy się poddawać. Gdy mój mąż mnie zosawiał, chciałam odejśc z tego świata. Teraz wiem że to było by bez sensu.

Odpowiedź:

Małe sprostowanie.. Nie jestem księdzem...

Cóż powiedzieć.. Opisana przez Panią sytuacja jest niezbyt ciekawa. Ludzie popełniają błędy. Ale chyba trzeba chcieć je naprawiać. Można zrozumieć, że boi się Pani kolejnego porzucenia przez męża. Warto jednak chyba spróbować. Bez nastawiania się, ze teraz będzie wszystko OK, że problemy minęły. Posklejanie czegoś takiego na pewno będzie wymagało czasu. Jednak nie jest niemożliwe. Tym bardziej, ze się przyjaźnicie.

Czy ma Pani prawo być z kimś innym? Nie. Ślubowaliście sobie przed Bogiem dozgonną miłość. Trzeba przy tym trwać...

Czy może Pani pójść do spowiedzi? Ocena Pani żalu należy do spowiednika. Na pewno jednak uczucie żalu z powodu prawdziwych krzywd nie jest jeszcze powodem do stwierdzenia, że nie ma żalu za grzechu. Uczucie nie jest grzechem. Może nim być to, że ktoś takim złym, destrukcyjnym uczuciem się kieruje w swoim postępowaniu...

Którą drogą pójść? Odpowiedź jest prosta: na pewno nie w nowy związek. Bo to jest sprzeczne z Bożym prawem...

Powodzenia...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg