Zuzanna
20.02.2008 20:03
Prosze o rade.
Jestem pielegniarka,pracuje na oddziale psychiatrycznym. Moi pacjenci to przewaznie ludzie bardzo mlodzi, bez zadnych perspektyw na zycie, ludzie ktorzy uzywaja narkotyki oczywiscie i alkohol. Obecnie wielu z nich to ludzie ktorzy probowali odebrac sobie zycie i nadal tylko tego pragna. Moim zadaniem jest pilnowac aby czegos zlego sobie nie zrobili. Prowadzimy dlugie rozmowy z pacjentami, nic nie pomaga. Zadne leki. Ci pacjenci raz po raz wracaja do nas albo po udanej probie samobojczej wiadomo nie wracaja.
Czuje sie bezsilna, bo widze marne owoce farmakologicznego leczenia.
Uwazam (to moje prywatne zdanie), ze tak wyglada zycie, gdzie nie ma miejca dla Boga. Jak mam pomoc? chociaz troche? nie tylko mlodzi ale i starzy przezywaja te same trudnosci
Ich jest tak duzo.
Prosze o porade. Zaznaczam, ze nie pracuje w Polsce.
Odpowiedź:
Obawiam się, że nie da Pani rady rozmowami sprawić, by wszyscy Pani pacjenci nabrali ochoty do życia. Ale jeśli choć do niektórych coś trafi... Nie wiem czy te rady coś pomogą, ale może...
Wydaje mi się, że warto wskazywać na to, co może być sensem życia. Powiedzmy szczerze: jeśli nie ma życia wiecznego to życie w ogóle nie ma sensu. Mówienie o nim (o sensie) zawsze będzie obarczone fatalną krótkowzrocznością. Bo jaki sens może mieć to życie, jeśli kiedyś przestanie istnieć zupełnie i nieodwracalnie? Czy pamięć przyszłych pokoleń cokolwiek tu zmieni? Dlatego ważnym wydaje się przypominanie, ze nasze życie zmienia się, ale się nie kończy....
Gdy do człowieka już to dotrze warto pomóc mu tak spojrzeć na własne życie, aby chciał je uczynić częścią życia wiecznego; życia w którym ból zniknie, nie będzie klęsk i rozstań na zawsze (w zależności od tego, co konkretnego pacjenta boli).
Czy to coś da? Tego nie wiem. Ale intuicja mi podpowiada - tak jak Pani - że najtrudniej żyć z pustką w sercu...
J.