xzetka 14.02.2008 02:07

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Proszę o radę ponieważ czuję się zagubiona. Bardzo cierpię ponieważ mąż rani mnie swoimi słowami, zachowaniem i jestem przerażona tym co mówi.
Jesteśmy małżeństwem od 7 lat i mamy roczne dziecko. Od przeszło miesiąca mąż twierdzi że czas się jest rozejść bo tak niby ma być lepiej ponieważ nie czuje już miłości do mnie, że więcej nas dzieli niż łączy. Ostatnio stwierdził ze nie czuje żeby miał rodzinę. Zadałam pytanie za kogo na w takim razie uważa mnie i dziecko? Nic nie odpowiedział. Złości się na Kościół, księży szczególnie i mówi że teraz ma spokój bo ja go do kościoła nie ciągnę. Oczywiście zapytywałam czy się wybiera, ale go nie ciągnęłam na siłę i nie robiłam wymówek. Najczęściej chodziłam sama, czasem byliśmy razem. Mam wrażenie ze wkurza się na wszystkich, zwłaszcza tych najbliższych z rodziny – każdemu ma co do zarzucenia. Najbardziej tolerancyjny jest dla swych kolegów. Z pewnością jest zagubiony. Próbuję mu tłumaczyć, pokazać ze idzie niedobrą drogą, że się faszeruję fałszywymi obrazami i myślami itp. Ale jakoś nie odnosi to większego skutku. Spływa to po nim. Jeśli już cos odpowie to ciągle to samo tj. jaka to ja byłam niedobra dla niego. Często są to zarzuty bezpodstawne albo przedawnione z dawien dawna o których już kiedyś była mowa i teoretycznie miał mi je wybaczyć ale widać wszystko to siedzi w nim i co więcej rośnie w siłę. Pewnie że można coś wygrzebać - ja nie jestem też bez winy – widzę to i chcę się poprawić. Problem w tym że mąż nie widzi winy w sobie a jeśli już ją dostrzega to specjalnie nie pali mu się żeby to zmienić. Nie lubi rozmawiać na takie tematy – najchętniej to by rozmawiał tylko o pracy. A praca jest dla niego wszystkim. Do domu przychodzi tylko na nocleg ok. 21-22 czasem nawet później, choć czasami (ale rzadko) zdarza się ciut wcześniej. Ostatnimi czasy jest o tyle lepiej bo zdarza się mu mieć wolne niedziele. Czas pracy ma nienormowany bo ma prowadzi własną działalność gospodarczą. W tym to czasie, albo w miedzy czasie, ma czas na pogawędki ze znajomymi, wyjście na basen, na korty, na wódkę z kolegami – ale jakoś dla rodziny ciągle mu czasu brakuje. Nie powiem czasem mu się zdarzało przyjść wcześniej – ale bardzo rzadko. Rzadko razem gdzieś wychodziliśmy. Kiedyś – tj. na początku naszej znajomości (jesteśmy z sobą ok. 14 lat) było inaczej ale o tym nie piszę bo to jest chyba oczywiste. Nie wiem co mam zrobić – moje napominania niewiele się zdają. Argumenty oparte na wierze, Biblii i tym co naucza Kościół nie trafiają do niego. Jest wrogo nastawiony wręcz. Twierdzi ze w Boga wierzy – ale jak go pytam jaki to jest Bóg to nie potrafi odpowiedzieć. Bo przecież jak można wierzyć w Boga a nie przestrzegać jego przykazań i albo żyć niezgodnie z nauką Chrystusa? Jego Bóg jest w takim razie kimś innym niż mój…
Jestem już zmęczona bo to ja ciągle zabiegam o nasz związek. Teraz nawet myślę o swoim mężu coraz gorzej a nawet z nienawiścią wręcz. Nie wiem jak mam wcielić w życie słowa „zło dobrem zwyciężaj” i jak mam go teraz kochać? Jak mam się zachowywać i co mam mówić i robić?
Ostatni okres był dla nas ciężki ponieważ nie mieszkaliśmy z sobą a problemy się piętrzyły. Mieszkanie które wynajmowaliśmy musieliśmy opuścić a dom który budowaliśmy był jeszcze nie skończony. Ja z dzieckiem zamieszkałam u rodziców a mąż w niedokończonym domu bo było mu bliżej do pracy. Teraz po 4 miesiącach w końcu mogę się tam przeprowadzić i mam zamiar tak zrobić – tylko się boję tego naszego wspólnego a raczej na pozór wspólnego zamieszkania. Myślę o mężu nienajlepiej. Uważam ze mąż dość dobrze sobie radzi w pracy – kształci się, czyta fachowe pisma, ale jakoś nie angażuje się w rodzinę i nic w tym temacie nie robi (albo mało) żeby było lepiej a nawet utrudnia – tak było dotychczas a teraz jest to jeszcze silniejsze. Myślę ze w tym temacie to się zatrzymał chyba na wieku nastolatka. Mieliśmy już za sobą jeden bardzo poważny kryzys parę lat temu. Wtedy to mąż znalazł sobie inną kobietę i mnie zdradzał. Wiodącym powodem do tego dla męża był niesatysfakcjonujący go seks w małżeństwie. Trwało to z parę miesięcy. Wtedy tez dowiedziałam się ze mąż jeszcze przed ślubem korzystał z usług prostytutek i zataił to. Co wtedy przeszłam nie muszę pisać. I też mu wtedy „kazania” robiłam (mąż mówił ze podobnie jak ksiądz w kościele). Ja też dziwiłam się sobie tj. swoim wypowiedziom. Jestem przekonana, że to Bóg mnie oświecał. Skończyło się na tym że w końcu ta kobieta dała mu kosza i mąż ze łzami zwrócił się do mnie żeby pomogła mu ratować tą jego nową miłość. I wtedy to mi się w głowie nie mieściło jak mogło mu coś takiego przyjść do głowy ze ja mu w tym pomogę skoro ja walczyłam o coś zupełnie przeciwnego. W końcowym efekcie mąż wrócił do mnie. Pojechaliśmy za moją namową na „spotkania małżeńskie” i coś właśnie od tego momentu drgnęło na lepsze… Nie powiem ze było super bo mąż skruszony po tym jakoś nie był. Ale wróciło na stare tory – i to nie było dobre. Dużo pracy, mało czasu dla siebie. I jeszcze nasze współżycie małżeńskie nie było częste, a czasami niezbyt udane. Mnie zawsze nie podobało się ze mąż się masturbuje. Próbowałam mu wytłumaczyć dlaczego. Przez wiele lat mąż mi wmawiał ze to jest normalne, całkiem zdrowe i ze to ja jestem jakaś taka niedzisiejsza. Nie podobało mi się ze mąż to robi ale to tolerowałam i to był mój błąd. I dopiero może rok temu zaczęłam coś szukać na ten temat – co myślą inni i jak się Kościół na to zapatruje. Bo oczywiście w tym kolorowych pisemkach to tylko pisali o samych superlatywach. I poruszyłam ten temat - oczywiście męża to strasznie ubodło i nie przekonały moje argumenty o złym wpływie masturbacji na niego i nasz związek. Ma mi to za złe ze w ogóle cos na ten temat powiedziałam oraz ze dałam mu do przeczytania fragmenty wypowiedzi bo oczywiście nie chciał na ten temat rozmawiać…..
To co napisałam to jest problem nakreślony w wielkim skrócie, a i tak tego jest dużo jak na list. Najchętniej porozmawiałabym z kimś na ten temat tylko nie wiem do kogo mam się z tym udać i czy mogę komuś zająć trochę czasu moimi problemami. Coś niecoś wie na ten temat moja siostra, ale ja chciałabym porozmawiać z księdzem albo zakonnicą. Jestem osoba wierzącą i chciałabym żyć tak jak Chrystus naucza. Wiem ze rzeczywiście On jest Drogą , Prawdą i Życiem. To On mi pomógł przetrwać ten wcześniejszy kryzys. Mam nadzieję ze teraz tez mnie nie opuści. Modlę się nie tylko o odrodzenie naszego małżeństwa ale także o nawrócenie męża. Wiem że nasze małżeństwo może być silne i szczęśliwe tylko z Bogiem. Patrząc na nasze małżeństwo i na zachowanie męża wydaje się to odległe albo wręcz niemożliwe ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Proszę o modlitwę w tej intencji i o radę co ja mogę zrobić w tym kierunku???...

„Xzetka”

ps. Chciałabym prosić o ewentualną odpowiedź tylko na moj adres mailowy. Moj list jest osobisty, bardzo jest bolesna i wstydliwa dla mnie ta sytuacja i wolałabym zeby list nie był czytany przez kazdego kto ma tylko ma ochote.... Czy to jest mozliwe?

Odpowiedź:

Oczywiście, odpowiedź tylko na maila jest możliwa. Zresztą kiedy czytałem Pani list pomyślałem, że udzielając odpowiedzi na forum trzeba będzie go mocno skrócić, by nie przedstawiać całemu światu Pani problemów. Pani prośba pozwoliła uniknąć kłopotliwej decyzji co i jak skrócić...

Na początku napiszę, ze bardzo Pani współczuję. Poczucie że maż sie od Pani oddala musi być bolesne. Co robić? Może Pani spróbować o swoim problemie z kimś porozmawiać. Np. z księdzem (umówić się na rozmowę) czy w poradni życia rodzinnego (przy parafiach czy w diecezjalnej). Może też Pani zadzwonić do któregoś z katolickich telefonów zaufania. Lista jest na stronie zapytaj.wiara.pl, ale odpowiadający poleca telefon z Katowic (całodobowy, wieczorami i nocą bywają tam księża, jest sporo psychologów). Numer 0-32.2530-500 (płatny jak za normalną rozmowę telefoniczną).

Cóż poradzić... Szczerze mówiąc czuję sie bezradny. Chyba rozumiem jak działa taki mechanizm oddalania sie od siebie małżonków. Pani wyraźnie zaczęła mężowi przeszkadzać. Tylko nie wiem z jakiego powodu. Czy jest to zmęczenie Pani napominaniem? W odczuciu mężczyzn kobiety czasem traktują ich jak dzieci. tak samo karcą, moralizują. Tyle ze Pani podała dwa przykłady, w których trudno było zachować milczenie (zdrada, masturbacja). Może woli żyć po swojemu, ale przecież nic dziwnego, że chce być Pani blisko niego... Może chodzi o dziecko? Może nie odnajduje sie w roli ojca, dlatego ucieka w pracę? Może czuje się niekochany, lekceważony, bo go Pani nie słucha(tak uważa). A może nie zauważył, że miłość nie jest tym samym co zakochanie i ze jako dorosły mężczyzna nie powinien się uganiać za miłostkami jak nastolatek? Nie wiem.

Co w takiej sytuacji robić? Oczywiście jest modlitwa i post. To dobre w każdej trudnej sytuacji. Może dobrze będzie też próbować słuchać, co mąż mówi, a mniej pouczać. Chodzi o to, by odkrył, ze tak naprawdę jest Pani kimś mu bardzo bliskim...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg