M.S. 17.11.2007 17:20

Szczęść Boże!
Mam pewien problem z którym nie potrafię sobie poradzić. Nie wiem jak mam dalej żyć, aby czerpać radość z życia. Zacznę od tego, że jestem rok po rozwodzie. Moje małżeństwo trwało 3 lata. Ja wniosłam pozew o rozwód bez orzekania o winie a mój mąż zgodził się na ten rozwód. Powodem mojej decyzji o rozwodzie było poczucie pustki i braku miłości oraz rożnego rodzaju formy poniżania mnie przez męża. Były to formy bardziej słowne. Ponadto ukrywał przede mną zarobki, zaciągał za moimi plecami kredyty, pożyczał pieniądze. Do dziś nie wiem na co. Oboje pracowaliśmy. Kiedy pewnego dnia zorientowałam się że mamy półroczną zaległość za czynsz zrozumiałam że tak dalej być nie może. Żyłam w ciągłym stresie i lęku. I to głównie skłoniło mnie do rozwodu. Po rozwodzie mąż wyprowadził się. A ja zostałam sama. Pragnę jeszcze zaznaczyć że w trakcie trwania naszego małżeństwa miałam silne momenty załamania. Wówczas spotkałam moją dawną sympatię z lat szkolnych i zdradziłam mojego męża. Oczywiście przyznałam sie do tego. On mi to wybaczył, chociaż nie wiem czy nie było mu to obojętne- bo kilkakrotnie oskarżał mnie o zdradę wcześniej, nawet na początku małżeństwa, co mnie dziwiło bo wtedy nikogo nie było. Kiedy się wyprowadził utrzymywał jeszcze ze mną kontakt, cały czas obwiniał mnie za to że go zdradziłam i że go oszukałam. Ponieważ jestem osobą wrażliwą zaczęłam odczuwać bardzo silne poczucie winy. Martwiłam się o niego i zaczynałam żałować tego rozwodu. Później chciałam wszystko naprawić, mimo rozwodu, zerwałam kontakt z tamtym człowiekiem i powiedziałam mojemu byłemu mężowi, żebyśmy zaczęli od nowa. Oboje wierzymy w Boga, więc zdawałam sobie sprawę co znaczy pozbawienie możliwości komunii świętej. Łączy nas ślub kościelny. Na początku wydawało się że jest szansa na powrót i on też zaczął zachowywać się inaczej. Częsciej się spotykaliśmy, miałam nadzieję na powrót, bo dostrzegałam w nim też dobro. Jednak po jakimś czasie oznajmił mi że ma kogoś, i że ten ktoś był zaraz po rozwodzie. A więc oszukiwał i mnie i tą osobę, bo mi pozowlił uwierzyć że wybaczył mi zdradę i że jest szansa na nowe życie. Teraz odczuwam stany nerwicowe i mam żal do niego o to co zrobił. A do tego chciałabym pójść do spowiedzi i nie potrafię. Proszę o radę jak spojrzeć na tą sprawę?

Odpowiedź:

Jak widzisz sprawy bywają czasem dość skomplikowane... Proszę jednak tego, co zostanie napisane nie traktować jak porady specjalisty. Raczej jak kogoś, kto trochę zna życie. Nic więcej...

Jak widać sprawy między ludźmi bywają skomplikowane: jedno coś ukrywa drugie też, jedno rani drugie też. Czy jest dobre wyjście z sytuacji, szansa na to byście się z powrotem zeszli, trudno powiedzieć. Na pewno warto na całą sprawę spojrzeć w prawdzie. Może nie tyle prawdzie o drugim, ale przede wszystkim o sobie. Chyba powinnaś sobie powiedzieć: "jestem współwinna zaistniałej sytuacji". Nie próbuj się wybielać przez to, ze mąż jest winien bardziej. Owszem, tak może być. Ty jednak spójrz na siebie.

Po co? Tylko kiedy człowiek uznaje swoja winę, jest w stanie naprawdę sobie wybaczyć, a przez to także zacząć sensownie odbudowywać to, co zostało zniszczone. Próby wybielania siebie uniemożliwiają zbliżenie do osoby, z którą sie pokłóciliśmy. Bo takie sytuacje wymagają dobrej woli z obu stron, a nie rzucanie drugiego na kolana. Z drugiej strony prowadzą też do wiecznych, męczących wyrzutów sumienia. Bo prawdy nie da się zagłuszyć. Kiedy spojrzysz na siebie w prawdzie - bez pomniejszania ale i wyolbrzymiania swoich win - masz szansę sensownie sobie wybaczyć....

W gruncie rzeczy taka jest właśnie pedagogika sakramentu pokuty: uznać winę, by Bóg przebaczył i by możne też wybaczyć sobie; by można było zacząć niejako na nowo, z poczuciem pełnego oparcia w dobrym Bogu. Uciekanie od uznania swojej winy zamyka na rozwój. No, chyba że chodzi o rozwój złego samopoczucia. To każdy, kto w spowiedzi kręci, ma zagwarantowane...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg