tomasz
23.10.2007 18:43
Spotkałam się niedawno z bardzo dziwną ale zarazem bardzo intrygującą interpretacją Pisma Świętego, która nie daje mi spokoju. (...)
Ja podzielam zdanie Agi na ten temat. Tak naprawdę to na Kościele spoczywa obowiązek mówienia ludziom prawdy, także o małżeństwie. A czy KK naucza prawdy ? Mam duże wątpliwośći. Na pdstawie Biblii jasno można wywnioskować, bez owijania w bawełne ze to pierwszy stosunek płciowy mężczyzny i kobiety stanowi o tym że są już mężem i żoną. Tak że współżycie przed tzw. slubem (kanonicznym) nie jest żadnym grzechem. Gdyby KK tak nauczał zgodnie z prawdą, a tym samym Biblią to naprawdę wiele młodych ludzi przed "pójściem do łóżka" zastanowiło by sie co robią, bo by wiedzieli że seks z pierwszym partnerem to tak naprawdę zawarcie małżeństwa, a seks z kolejnym to już grzech ciężki. gdyby młodzi ludzie byli wychowywani zgodnie z prawdą mieli by więcej rozsądku i kto wie czy w znacznym stopniu nie ograniczyłoby to rozwiązłości seksualnej. Po prostu KK przeniósł istotę zawarcia małżeństwa z pierwszego stosunku między kobietą i mężczyzną na ceremonię zawartą w świątyni. Powtarzam, gdyby np. młody mężczyzna był wychowany w słusznym przeświadczeniu ze jego pierwszy stosunek z dziewicą będzie dla niego oznaczał z nią małżeństwo to by sie 10 a może i dużo więcej razy zastanowił przed "pójściem z nią do łóżka". Owszem ceremonia w kościele jest jak najbardziej na miejscu, ale to nie ona tak naprawdę stanowi o zawarciu małżeństwa. A tak to co ? Młodzi ludzie sypiają ze sobą, odchodzą od siebie , sypiają z następnym żyjąc w nieświadomości, no bo co - wystarczy się tylko wyspowiadać z tego i już jest ok. A para naprawde zakochanych ludzi, którzy planują całe zycie przed sobą i ze sobą sypiający, już są małżeństwem, a straszy sie ich ze popełniają grzech ciężki.Czy to jest uczciwe ? Czy to jest zgodne z tym co jest napisane wBiblii ST i NT ? Moje bardzo proste pytanie do odpowiadającego na które znam odpowiedź ale może inni nie znają: Dlaczego KK to robi?
Odpowiedź:
Nie zauważyłeś, ze Aga pisała o możliwej interpretacji, nie o fakcie. Odpowiadający wcale nie zajmował się kwestią jej słuszności. Bo spór o to co Jezus miał na myśli zawsze będzie sporem o niewiadomą. Wiemy co Jezus powiedział. Wiemy, jak Kościół w ciągu wieków Jego wypowiedź rozumiał. Nic więcej.
W czasach Jezusa nie zawierano małżeństw przez współżycie. Ceremonia ślubna miała dwa etapy. Najpierw zaślubiny (dziś nazwalibyśmy to uroczystymi zaręczynami), potem, po jakimś czasie, następowała uroczystość, po której zamieszkiwali razem. Jezus mówiąc o nierozerwalności małżeństwa z całą pewnością odnosił się do tego zwyczaju. Bo taka była praktyka w czasach, gdy żył. Opinia, że miał na myśli, iż małżeństwo powstaje przez współżycie jest pomysłem wziętym w sumie z sufitu.
Proszę zauważyć pewną bardzo ważna rzecz: pomysł, że do zawarcia małżeństwa potrzebna jest zgoda zainteresowanych, jest niezwykle ważny. Pomaga wyeliminować "małżeństwa z przypadku". Ile razy dziś zdarza się, ze młodzi współżyją ze sobą, bo się spili, bo nagle ich naszło itd... Czy z tego powodu mają być zmuszeni do trwania w związku do końca życia? Czy nie jest lepiej, gdy zostawia się to ich wolnej, przemyślanej decyzji? Bo przecież taki związek - Twoi zdaniem - też powinien być nierozerwalny.
Kościół uważa oczywiście, ze rozpoczęcie współżycia jest czymś ważnym. Dlatego istnieje coś takiego, jak dyspensa od małżeństwa zawartego, ale niedopełnionego (przez współżycie seksualne). Ale chyba nie wolno faktu przeceniać rozpoczęcia współżycia przeceniać.
W swojej gorącej polemice (nie pytaniu) zarzucasz Kościołowi, ze to on jest winien grzechom młodych ludzi, bo nie pozwala im zdecydować, ze chcą współżyć, czyli ze chcą być małżeństwem. Chyba Cię poniosło. Nikt nie zabrania młodym ludziom zawierać małżeństwa. Jeśli decydują się być razem - bo rozpoczynają współżycie - mogą to zalegalizować w Kościele. Czy to jakiś problem? Odpowiadający napisał to w tamtej odpowiedzi, ale w ferworze polemiki pewnie tego nie zauważyłeś. To nie Kościół utrudnia zawieranie małżeństw. Utrudnia je ograniczenie w myśleniu, że przed ostateczną decyzją trzeba spróbować jak to jest; że aby zawrzeć małżeństwo trzeba mieć mieszkanie pracę i najlepiej jeszcze samochód; że nie można zawrzeć małżeństwa bez wesela na 120 osób. Stąd odkładanie decyzji o ślubie w Kościele.
Doświadczenie wskazuje, że wiele młodych ludzi nie decyduje się na ślub z tym pierwszym czy pierwszą. Niezależnie od tego, czy z sobą współżyli czy nie. Nie ma nic bardziej ulotnego, niż zapewnienia zakochanych nastolatków, że będą ze sobą już do końca życia. Dlatego Kościół dobrze robi, że każe im decyzję przemyśleć. I zadecydować normalnie, a nie w chwili uniesienia. Gdyby zastosować na serio Twoje wskazania, że naprawdę zakochanym wolno współżyć przed oficjalnym zawarciem małżeństwa mielibyśmy nową trudność. Bo co to znaczy naprawdę zakochany? Wszystkim się zdaje, że są naprawdę zakochani. Inna rzecz, czy są zakochani, czy się kochają, ale to już inna sprawa.
Możesz oskarżać Kościół. Wolno Ci. Każdy ma prawo mieć swoje poglądy. Jedno co Ci mogę zaproponować, to zrealizowanie swojej zasady w praktyce. Gdy dziewczyna którą kochasz (albo pokochasz) rzuci Cię dla innego, a Ty do końca życia nie będziesz mógł się związać z nikim innym, wtedy zrozumiesz, jak mądrze stawia sprawę Kościół. I że dobrze zrozumiał nauczanie Jezusa.
J.