paulina 09.09.2007 20:11
Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Od najmłodszych lat wpajano mi wszystko to co katolik powinien wiedzieć itp. Zaczął się w końcu okres moich własnych poszukiwań. Na początku przestałam wierzyc, potem znów do tego wróciłam (płakałam na mszach itp.) czułam to wszystko. Potem znowu nic. Po śmierci mojego kolegi (15 lat) to było straszne doświadczenie przeżyłam jak dotąd najwiekszy rozkwit mojej wiary. Z uśmiechem się modliłam jak myślałam o Bogu robiło mi się strasznie miło. Otwarcie i bez skrępowania mówiłam o swojej wierze namawiałam do niej innych. Pisze o tym wszyskim żeby naświetlić istotę mojego problemu. Cały czas dopadają mnie wątpliwości. Zastanawiam się "a jesli Boga nie ma" . Wtedy ogarnia mnie strach przed śmiercią, życiem...uciekam do wiary...i znów to samo. Rozmyślając o tym zdałam sobie sprawę iż istnienie Boga wobec całego tego wszechświata jego mechaniki istnienie Boga jest dość abstrakcyjne. Wierzymy w to co przed kilkoma tys. lat temu wymyslili ludzie o dość niskiej wiedzy o życiu. Jednak gdzy idę spać chcę się pomodlić...ale myślę sobie do kogo? Czy on tam jest...potem jakie to smieszne. Przechodząc obok kościoła to samo...Nigdy ksiądz nie myślał o tym? ZE może Go nie być? To przerażające jednak bardziej prawdopodobne niż jego istenie. Sama nie wiem brak mi wiary. Czytam biblije ...tam szukam, nie wiem dopowiedzi? Myśle o Bogu zyciu i nie moge dojść z tym do ładu. Jak brzmi definicja katolicyzmu? Wierzący na mszach spożywają ciało swojego Boga by dostąpić zbawienia...To wszysto jest trudne...nie umiem pogodzić świata z istnieniem Boga...to się wzajemnie wyklucza !
Proszę napisać o ksiądz o tym myśli. Jak ksiądz to postrzega.
Pozdrawiam Paulina