aga 13.07.2007 15:57

Zawsze myślałam że katolickie małżeństwo powinno traktować swoją płciowość również w sensie duchowym jako jednoczące małżonków. Ostatnio przeczytałam jednak (chyba nawet w Gościu Niedzielnym), że seks nie ma absolutnie żadnego podłoża duchowego i nie może być w ten sposób rozumiany a miłość nie może być rozumiana w sensie płciowym. Jak więc katolik powinien rozumieć swoją seksualność? Jako zwykłe zaspokajanie popędów?

Odpowiedź:

Odpowiadający strzegłby się dwóch skrajności. Po pierwsze modnej ostatnio sakralizacji seksu. Seks jest wyrazem miłości, prawda, ale równie dobrze może być wyrazem egoizmu. Przypisywanie mu znaczenia o wiele większego niż innym sprawom życia codziennego, to chyba przesada. Po drugie traktowania seksu jako sfery z natury swojej brudnej, niegodnej Boga, niegodnej kogoś, kto stara sie prowadzić pogłębione życie duchowe. Bo tak też nie jest...

Jak więc go traktować? Jako element dobrego, chrześcijańskiego życia. Podobnie jak troskę o rodzinę, pracę zawodową, spędzanie wolnego czasu itp. W gruncie rzeczy takie sprawy jak wspólne posiłki, praca na rzecz rodziny, sumienne wypełnianie obowiązków zawodowych, pielęgnowanie więzów łączących szerzej rozumianą rodzinę (dziadkowie), odwiedzanie przyjaciół też mają swój wymiar duchowy...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg