Ola 04.04.2007 21:52
W mojej wierze jest bardzo dużo analizowania. Swego czasu, wiele lat temu, zadałam sobie pytanie o to, skąd wiem, która religia jest prawdziwa. Instynktownie czuję że istnieje jakaś rzeczywistośc nadprzyrodzona, ale ten sam instynkt nie mówi mi, ktora religia ten świat wlaściwie opisuje. Oczywiście, wiara to zaufanie, ale najpierw trzeba poznać CO Bóg mówi, jakie jest Jego Słowo, aby temu Słowu uwierzyć. Spędziłam wiele czasu próbując to ustalić. I odkrywam, że największe prawo do roszczenia sobie prawa do przekazywania objawienia ma Kościół Katolicki. Zbudowałam sobie taką misterną konstrukcję myślową opartą tylko i wyłącznie na rozumowaniu. Skoro Chrystus założył Kościół, skoro powołał Piotra, to trzeba sluchać tego Kościoła, który on założył i gdzie jest następca Piotra. Problem w tym, że to rozumowanie da się podważyć, podać logiczne kontrargumenty. I za każdym razem, kiedy ktoś to robi, jest to wlaściwie koniec mojej wiary. Moja wiara się właściwie na tym opiera. Bo muszę najpier wiedzieć, KTO przekazuje słowo Boga, by tego słowa słuchać. Cale moje życie religijne polega na wzmacnianiu tego fundamentu, ściśle logicznych poszukiwaniach. Tylko żę mam poczucie, że w tym wszystkim brak jest Boga. Czuje się jak naukowiec, a nie jak wierzący.
Nie mogę jednak ominąc tego etapu. Nie mogę uwierzyć Bożemu Słowu, zanim tego Słowa nie usłyszę. Nie usłyszę, dpokóki nie będę wiedziała, gdzie ono jest. W katolicyzmie, prawosławiu, islamie... Żeby uwierzyć Bożemu Słowu, muszę wiedzieć najpierw. że coś naprawdę jest Bożym Słowem.
Proszę mi pomóc bo czuję się jak w pułapce. Ciągłe rozważania, ciągłe utraty gruntu pod nogami wykańczają mnie.