Wątpliwość 04.04.2007 16:34
Przystępując do spowiedzi wiem, że tak naprawdę wyznaję swoje grzechy Chrystusowi. Jednak myślę, że można dziwnie się czuć, podczas gdy np. dziś mówię znanemu księdzu swoje grzechy, a jutro, za dwa dni czy tygodnie spotykam się z nim w zupełnie innych okolicznościach, dlatego że zawsze pozostaje świadomość, że ten człowiek wie, co ja zrobiłam. Że patrzy na mnie i być może teraz przypomniał sobie moje grzechy. Po prostu jest świadom tego, kto przed nim stoi, kto ma jakie słabości. To trudne, z jednej strony iść do spowiedzi i wszystko szczerze powiedzieć, a z drugiej spotkać się z księdzem i porozmawiać na neutralne tematy, pośmiać się, pośpiewać etc. Szukanie stałego spowiednika jak widać mija się z celem, bo dany człowiek (ksiądz) zna mnie coraz lepiej i coraz trudniej spojrzeć mu w oczy poza konfesjonałem. Natomiast ciągłe zmienianie spowiedników jest bez sensu, bo ich w końcu zabraknie, a ponadto wszyscy będą wiedzieli całą złą prawdę o danym człowieku.
Jeszcze jedno: sprawa tajemnicy spowiedzi. Owszem, księża mają obowiązek jej dotrzymania, jednakże tak naprawdę nikt nie jest w stanie sprawdzić, czy rzeczywiście tego dotrzymują. Wiem, że muszą to już rozwiązać z własnym sumieniem prawda? Ale wobe tego jak zaufać takiemu księdzu? Jak powierzyć mu swoje słabości? Nie powinno się patrzeć na niego przez pryzmat jakiegoś tam człowieka w konfesjonale, ale przykro mi jesteśmy tylko ludźmi i mimo roli pośrednika ksiądz pozostaje człowiekiem, który nie ma amnezji...