23.03.2007 18:07

1.Proszę mi to wytłumaczyć, bo mi się to zupelnie nie zgadza... Z jednej strony ludzie wierzący przedstawiają Boga czasem wręcz sentymentalnie - jako kochającego Ojca który nosi swoje dzieci na rękach, dba o nie, cierpi z nimi itp. To się zgadza z Prawdą, jaka została o Nim objawiona na krzyżu - On cierpi z nami. Ale z drugiej stron... w sytuacji kryzysu, gdy komuś jest trudno, On jeszcze dodatkowo... karze. Weżmy za przykład samobójstwo. I załózmy że ktoś je popełnił całkiem świadomie - źle mu było w życiu, przemyślał to dokladnie, to nie była chwila impulsu. Owszem, zlamal Boże Prawo. Ale on po prostu nie mógl zyć dalej. Ja bym takie człowieka przytuliła i przygarnęła. Popełnił jednak grzech ciężki, świadomie i dobrowolnie (załóżmy to) więc trafia do piekła. Bóg go nie przygania, nie pociesza, ale jeszcze dodatkowo karze za to że był słaby.

To tylko przykład. Mowiąc ogólnie: grzech jest najczęściej wynikiem jakiejś slabości. A Bóg za nią karze? Przecież On wie, że jestesmy słabi.

2.Dlaczego jednym jest w życiu duchowym łatwiej, a innym trudniej? Jedni mają o krok jakąś wspólnotę, mnóstwo ludzi wierzących wokół którzy ich wspierają, potrafią odczytywać Bożą wolę. Inni są sami, czują się osamotnieni, ciągle błądzą, mają masę pytań bez odpowiedzi. Wielu z nich nie wytrzymuje i traci wiarę. Ja rozumiem że w kwestiach materialnych nie mamy po równo. Ale w sprawach duchowych? Przecież chyba Bóg chce nas wszystkich mieć w niebie, a jednym jakby rzucał kłody pod nogi, żeby tam nie doszli. Ja sama często borykam się z trudnościami, ciągle błądzę (nawet nie chodzi o grzechy, ile o to, że wyciągam jakieś błędne wnioski w sprawie życia duchowego, albo ciągle nie wiem co robić, wciąz nie znajduję odpowiedzi na różne pytania i dręczę się tym). Zaczyna mi się wydawać że Bóg mnie nie kocha po prostu. (I za to uczucie też mnie ukarze...? To w związku z pierwszym pytaniem). Moj chłopak nie wytrzymał takich różnych trudności i odszedł od wiary. A przecież w Bożej mocy było wtedy postawić na jego drodze kogoś, kto by go zatrzymał, danie mu dobrej książki, nawet jakiś cud. Ale to się nie stało. Przewiduję odpowiedź że teraz jestem ja. Ja niestety borykam się z takimi trudnościami w wierze że jestem anty-świadkiem. Mogę pokazać mu Boga takiego, jaki obraz mi się narzuca, o czym pisałam w pierwszym pytaniu - surowego Sędziego, który stawia wielkie wymagania. Chciała mu pomóc odnaleźć się w wierze, ale sama czuję, że nie jest mi dobrze. Same trudności... Gdybym znalazła jakiegoś mądrego człowieka, ktory by chciał z nami porozmawiać - ale tymczasem ludzie nie chcą, nie mają czasu, albo nie potrafią pomoc. Próbowałam...

Prosze o pomoc i modlitwę bo naprawde, nie wytrzymuję już

Odpowiedź:

1. Jeśli grzech jest wynikiem słabości, a nie złej woli, nie jest grzechem ciężkim. Bo brak pełnej dobrowolności czynu. My możemy uznać, że ten człowiek wiedział co robi (choć dzięki psychologii wiemy dziś, że samobójca raczej nie działq dobrowolnie). Bóg wie lepiej. I na pewno oceni sprawiedliwie...

2. Widzisz... Znasz przypowieść o talentach? Jeden dostał jeden, drugi więcej, trzeci jeszcze więcej. Bóg wie ile nam dał. I nie wymaga od każdego tyle samo. Wymaga na miarę tego co nam dał...

Kiedy będzie sądził twojego chłopaka też weźmie pod uwagę to, dlaczego ktoś porzucił wiarę, jak bardzo mu trudno było. Ale - niewykluczone - że Twój chłopak kiedyś i tak do Boga powróci... Bo ci, którzy w młodości wierzyli dość często, nawet jeśli wiarę porzucili, w pewnym momencie do niej wracają...

Zobacz też TUTAJ

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg