Ania 04.02.2007 00:39
Po co te wszystkie zasady budowania związku, czystości przedmałżeńskiej, skoro nie ma z kim takiego związku budować? Zaznaczam że nie mówię o współżyciu, ale o drobniejszych gestach typu pocałunek z języczkiem. Ok, z tą czystością byłoby najlepiej, wierzę w to mocno. Ale wielu udaje się i bez tego. Są szczęsliwi. Mój chłopak widział to wszystko inaczej niż ja i nie rozumiał co w tym jest złe. Wiedział, że ja zasad nie zmienię, i że wciąż będę cierpieć przy nim, gdy będziemy się calować itp. Nie mógł tego pojąć. On by nie nalegał, gdyby zrozumiał dlaczego nie - ale nawet dla mnie momentami było to nie do pojęcia. Rozumiem współzycie. Ale dlaczego każdy pocałunek 'z języczkiem' to od razu grzech? Zgoda, najlepiej by było najpierw zbudować więź duchową, a potem dopiero wyrażać ją ciałem. Ale nie będzie tragedii jeśli się to poprzeplata, byle nie pozwolić stronie cielesnej zdominować. I my nie pozwalaliśmy. Wiem, że udaloby nam się zbudować coś trwałego, bo on mnie naprawdę kochał. To nie było tylko pożądanie. Ale teraz się nie uda bo nie ma z kim. Więc po co mi te zasady?