magda 28.08.2006 23:07

Jestem coraz bardziej rozgoryczona. Poprzednio nie uzyskałam właściwie rzadnej rady. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Od czasu mojego ostatniego listu między mną a moim chłopakiem układa się coraz gorzej. Zdaję sobię sprawę, że to przeze mnie, gdyż ja bardziej niż na pielęgnowaniu uczucia i okazywaniu czułości mojemu chłopakowi skupiam się na na tym by uniknąć podniecenia. Przeraża mnie wizja popełnienia grzechu ciężkiego, bo nawet jeśli postaram się czegoś uniknąć to i tak może mi się to podobać i nie będę w stanie tego żałować. Czasem zdaję sobie sprawę, że sumienie zarzuca mi coś czego nawet jeszcze nie zdążyłam zrobić. Czuję, że coraz bardziej się od siebie oddalamy. Przeczytałam aktyku Jacka Salija jaki mi pan polecił. Jest nawet wporządku, ale nie rozwiązuje mojej sytuacji. Nie pomoże mi uniknąć tego co odczuwam. Nie umiem powstrzymać się od narastającego uczucia pożądania. I jak mam jednocześnie nie narażać mojego chłopaka na podniecenie, nawet w trakcie delikatnego pocałunku? Może najlepiej byłoby gdybym po prostu z nim zerwała? Oszczędziło by to ogromnej ilości stresu dla mnie i dla niego. Może lepiej byłoby pozostać samotną. Ale to chyba bez sensu rezygnować z uczucia w obawie przed grzechem. Ale ja nie umiem stawić czoła temu wszystkiemu. Nie wystarczy mi na to sił. Zawsze myślałam, że związek dwojga ludzi to takie piękne uczucie, a ja jakoś nie umiem się cieszyć z tego wszystkiego. Na każdym kroku czekają pokusy.Boję się też że przez moje wyrzuty sumienia moge mieć później problemy ze współżyciem w małżeństwie, że każde uczucie przyjemności seksualnej będę kojarzyć z grzechem. Zupełnie nie wiem co mam robić. Może za dużo oczekuje od tego portalu. Wiem, że odpowiadający nie rozwiąże za mnie tego problemu, ale ja zupełnie nie mam do kogo się zwrócić. Nie mam po co pytać spowiednika, bo on zapewne powie, że należy zdać się na własne sumienie(co przy obecnym stanie rzeczy jest nie możliwe) albo w najgorszym wypadku powie, że jeśli sumienie coś mi zarzuca to znaczy, że zgrzeszyłam(wówczas oznaczałoby że grzeszę non stop, nawet kiedy nie jestem z chłopakiem). Za to rodzina i znajomi wyśmiali by mnie czym ja się wogóle przejmuje. A inne osoby mają poważniejsze kłopoty niż dylemat nadwrażliwej nastolatki na temat czy taki a taki pocałunek czy dotyk to grzech. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Ludzie latami nie przejmują się tym co robią, później nawracają się (nierzadko szczerze) i żyją zgodnie z nauką Kościoła, a osoby takie jak ja, które cały czas chcą pozostać wierne nauce Kościoła mają życie zatrute wyżutami sumienia i nie potrafią się z niczego cieszyć:(
Nasunęła mi się przy okazji jeszcze jedna sprawa: kiedyś myślałam, że jak się jest zakochanym w jakiejś osobie to czuje się do niego jakiś pociąg seksualny? A teraz mam już mentlik w głowie? Czy według Kościoła przed ślubem nie można odczuwać do kogoś rzadnego pociągu seksualnego? A tak wogle to czym się różni porządanie od pragnienia bliskości drugiej osoby? Bo według mnie w jednym i w drugim przypaku chcemy coś mieć dla siebie?
Przepraszam, że się tak rozpisałam ale muszę podzielić się z kimś moimi wątpliwościami bo jestem bliska załamania nerwowego:(

Odpowiedź:

Rzeczywiście, odpowiadający niczego za Ciebie nie rozwiąże. Bo nie siedzi w Twojej skórze. Może tylko wskazać, że nie chodzi o to, by pragnienia bliskości z chłopakiem nie odczuwać, ale by umieć postawić mu tamę. Że trzeba umieć nie przekroczyć granicy przyzwoitości, za którą zaczyna się grzech. To nie jest proste, ale chyba i nie tak trudne jak myślisz. Najprościej będzie, jeśli z góry postarasz się unikać czynów, które – jak Ci się wydaje – poprowadzą Cię do podniecenia seksualnego, a zgodzisz się na to, co wedle Twojego uznania, jest niewinne. Wtedy łatwiej będzie Ci zapanować nad swoimi pragnieniami…

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg