joanna 03.08.2006 16:30
Szczęść Boże,
Moje pytanie dotyczy spadku, więc rzeczy materialnych. Trzy lata temu zmarła moja mama i zostawiła po sobie dom, który odziedziczyłam do spółki z moim ojczymem w proporcjach 3/4 - ja 1/4 - ojczym, ponieważ był to majątek rodzinny mojej mamy. Mój ojczym bardzo się zmienił po mamy śmierci, a może powinnam napisać, że wreszcie może prezentować w pełni swoje przekonania i nie musi się liczyć ze zdaniem mojej mamy. W związku z tym dwa tygodnie po jej śmierci zameldował w tym domu swojego syna (bezprawnie - wtedy dom nie był jeszcze jego) i wymienił zamki. Nie wpuszczał tam nikogo, kto mógłby potem zaświadczyć co zostało po śmierci mamy w tym domu. Nie doszliśmy do żadnego kompromisu w kwestii tego co dalej z domem, tzn. on się uparł na sprzedaż, ale zastrzegł sobie kwotę minimalną dla siebie, która stanowiła nieomal połowę wartości rynkowej domu. Pół roku temu zabrał wszystkie rzeczy (łącznie z rzeczami, które należały jeszcze do mojej babci i prababci) i wyprowadził się. Mój dom rodzinny nie był biednym domem, więc sporo było i bibelotów i obrazów, a moja mama i babcia miały piękną biżuterię. Policja wezwana przeze mnie stwierdziła, że mogę dochodzić swoich praw tylko na drodze cywilnej, bo to nie ich sprawa. Ostatnio dowiedziałam się, że nieco opuścił cenę za swoją część, ale i tak musiałabym oddać mu więcej pieniędzy, niż to wynika z wartości rynkowej domu. Wszelkie próby porozumienia spełzają na niczym, a moje pytania - dlaczego nie pozwolił mi zabrać niczego po mamie ojczym kwituje stwierdzeniem, że widać mi się należało.
Moje pytanie brzmi: czy jako katoliczka powinnam machnąć ręką na te pieniądze, sprzedać dom i "mieć go z głowy", czy też oddać sprawę do sądu - wówczas sąd zdecyduje jaka dokładnie kwota mu się należy i taką będę musiała mu zapłacić.
Dodam tylko, że poza zdjęciami nie mam żadnej pamiątki po mojej mamie, a co za tym idzie moje dzieci (mam ich troje) też nic po babci nie będą miały.
Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź.