pompon 24.06.2006 12:08

Szczęść Boże. Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Mimo, że nie jest to długi okres, to więcej przyniósł mi rozczarowań niż radości. O tym, że małżeństwo nasze wygląda nie tak jak wyobrażałem sobie, jak wyglądć powinno wielokrotnie usiłowałem rozmawiać ze swoją żoną, ale nie odnosi to dużego skutku.
Od dłuższego czasu praktycznie nie współżyjemy ze sobą. zresztą to nigdy nie było tym, co łączyło nas najbardzej. bardziej doskwiera mi inna rzecz. można powiedzieć, że każde z nas ma swoje prywatne, osobne życie, których punktem wspólnym jest jedynie stół i łóżko. żona ma swoje grono znajomych, ja swoje. wielokrotnie usiłowałem wypracować jakiś kompromis, doprowadzić do sytuacji, w której będziemy wspólnie spędzali wolny czas. jednak żona nie jest zainteresowana bliższymi kontaktami z moimi znajomymi, tak samo wcale nie ma ochoty spotykać się ze swoimi przyjaciółmi w moim towarzystwie. jeśli chodzi o wspólne życie, chciałbym z nią spędzać dużo więcej czasu, jednak w opinii mojej żony trąci to chęcią ubezwłasnowolnienia jej przeze mnie. żona już nie ma ochoty na spacery, które kiedyś tak uwielbialiśmy, wjścia do kina, restauracji. mam wrażenie, że kompletnie jej nie interesuje wspólnwe spędzanie czasu.
nie pisałem jeszcze, że do tej chwili nie mamy dziecka. dzieje się tak po pierwsze jak pisałem , dlatego, że praktycznie nie współżyjemy, a po drugie do niedawna byliśmy w dość trudnej i niestabilnej sytuacji. teraz to się zmienia i w rozmowach czasem poruszamy ten temat. generalnie żona deklaruje chęć urodzenia dziecka, jednak moim zdaniem nie jest do tego przekonana. ja nie ukrywam,że chciałbym bardzo zostać ojcem, bo to jet właśnie sensem małżeństwa, to robi z niego rodzinę. jednak w naszej sytuacji jestem pełen wątpliwości.
proszę, poradzcie mi co powinniśmy zrobić. na małżeństwie bardzo mi zależy, ale jak już mówiłem coraz więcej mam wątpliwości, czy cokolwiek z tego będzie. szczerze mówiąc, to nasze "życia" są tak od ciebie oddzielone, że po dwóch latach cały czas nie mogę się oswoić z faktem, że żona przyjęła moje nazwisko.

Odpowiedź:

Problem przedstawiłeś dość szeroko, ale może lepiej by było, gdybyś zwrócił się o pomoc do jakiejś poradni życia rodzinnego. Jeśli nie chcesz do swojej parafii (jeśli takowa tam funkcjonuje), to może do diecezjalnej?

Czasem trudno znaleźć złoty środek w kwestii tego jak blisko ze sobą powinni być małżonkowie. "Totalitaryzm" (nic beze mnie) jest niewskazany. Ale ciągłe dzielenie na znajomych "twoich i moich" to chyba zbyt daleko idąca autonomia... Bo w małżeństwie jest jak z jeżami w chłodną noc. Jeśli małżonkowie będę zbyt daleko od siebie, to się nie ogrzeją. Jeśli zbyt blisko, to się pokłują...

Wy jesteście zbyt daleko... Dziecko chyba by wiele zmieniło... Zmusza do ograniczenia kontaktów towarzystkich, najczęściej bardziej otwiera na współmałżonka... Ale trudno powiedzieć że tak będzie na pewno. Trudno też traktować dziecko jako sposób na zbliżenie do siebie małżonków. Bo to przecież osoba, nie karta przetargowa...

Co można zrobić więcej? Chyba można próbować na nowo rozkochać w sobie żonę. Żeby to że jesteś z nią nie było rutyną... Skoro nie chce spacerów, restauracji może pomogą kwiaty bez okazji? Może trochę przestać okazywać, jak bardzo Ci zależy (z tym ostrożnie), bo szczypta zazdrości bywa nieraz w takich wypadkach przydatna...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg