Endi
07.10.2005 17:13
Jak żyć? Nie widzę już sensu mojego życia. Staram się jak mogę by Bóg był w moim życiu. Im bardziej jednak się staram, tym bardziej wątpię w to wszystko. Grzech, pokuta, przebaczenie, grzech i tak w kółko. Kto ma tak silną psychikę żeby to znieść – ja nie mam, wciąż czuję się winna, załamuje się. To chyba bez sensu. Wiem, powinnam wierzyć, że Bóg mnie kocha – tylko co to znaczy? Człowiek kochany chyba czułby ze jest kochany? Nie mam z kim porozmawiać i wyjaśnić swoje wątpliwości – księża nie mają czasu na rozmowę. Dlatego przepraszam za to pytanie ale nie umiem już sama sobie z tym poradzić.
Odpowiedź:
Może to zabrzmi jak truizm, ale kochać to znaczy powstawać. Naprawdę. Przez to ciągłe powstawanie pokazujesz Bogu, że Go kochasz. To bardzo trudna miłość, bo ciągle widzisz, że Ci nie wychodzi, ciągle musisz skruszona przychodzić i prosić o wybaczenie. Ta miłość bardzo dużo Cię kosztuje. Dlatego na pewno jest cenna.
Bóg na pewno to dostrzega.
Nie czujesz się kochana? Chyba głównie dlatego, ze sama siebie nie lubisz, nie kochasz. I to odczucie przerzucasz na Boga. On nie jest drobiazgowy. On naprawdę chce mieć nas w niebie. Pamiętasz historię z jawnogrzesznicą, która namaściła nogi Jezusa? A tą, którą chcieli ukamienować? Pamiętasz celnika Zacheusza? A łotra na krzyżu? Pamiętasz, jak Jezus mówił, że trzeba wybaczać 77 razy? To jest Bóg w którego wierzysz. Ciebie traktuje podobnie.
Może myślisz, że skoro Ci się nie udaje, to Bóg się na Ciebie gniewa... Popatrz kogo Jezus ganił: tych, którzy nie chcieli uwierzyć, nie chcieli podjąć trudu nawrócenia: starszych, faryzeuszy itd. Zatwardziałość serca jest tym grzechem, który domaga się ostrej reakcji ze strony Boga. Dla dobra człowieka. Ale jeśli Ty się starasz, to nie ma mowy o zatwardziałości serca...
Trzymaj się...
J.