20.08.2005 21:30
Pytanie teoretycznie, jestem kobietą. Wyobrażam sobie jednak co by było gdybym była mężczyzną, i kochałabym jakąś dziewczynę z całego serca, pobralibysmy się i po ślubie okazałoby się że jestem impotentem. Czyli - ślub jest nieważny. A co z naszym uczuciem, co z faktem ze bylismy zafascynowani sobą nawzajem? Ja rozumiem ze potencja jest wazna, ale to przeciez Kosciół mówi ze drugi człowiek nie moze byc postrzegany przez pryzmat sekscu. A jesli dwoje ludzi się po prostu kocha prawdziwą miłoscią - czemu niezawiniony fakt impotensci nie pozwala im byc razem? Poza tym... czemu Bóg daj takie cierpienie, skazujące nieraz wspaniałych ludzi na samotnosc do końca życia? Przeciez sam Bóg powiedział ze niedobrze by mężczyzna był sam...