Gość Ł2.10 02.10.2022 16:34
Szczęść Boże. Wiadomość muszę podzielić, bo jak się okazało, jest ona zbyt długa. Proszę bardzo o ukrycie całej tej wiadomości, ale odpowiadając proszę wszystkie wątki poruszyć i do wszystkiego nawiązać. Proszę się nie krępować i wspomnieć o wszystkim.
(...)
Może miałby Pan jakieś rady jak rozeznawać, co zrobić itd. Bóg Zapłać.
Nie poruszę wszystkich wątków... Nie tylko dlatego, że nie dam rady. Myślę, że właśnie to drobienie wątków jest przyczyną Twoich problemów...
Wydaje mi się, że problem masz jeden: ten lęk przed tym, że popełniasz grzech ciężki, a o tym nie wiesz. Wszystkie inne albo rozwiązałeś albo ucichły. Regularnie się modlisz, regularnie jesteś na Mszy, spowiadasz się, masz nawet stałego spowiednika. Odbyłeś nawet spowiedź generalna, po której nie musisz już wracać do dawnych przypominających CI się spraw. Wszystko jest więc OK prócz tego lęku...
Wróćmy więc do tego jedynego problemu: tego lęku "przed tym, że popełniasz grzech ciężki, a o tym nie wiesz". Widzisz to? Tu jest sprzeczność. Nie można grzechów ciężkich, śmiertelnych, popełniać nieświadomie. Skoro rozum mówi ci, że nie popełniasz (albo z tych, które zdarzyło CI się popełnić sumiennie się spowiadasz), to tak naprawdę nie ma powodu, by się bać o swoje zbawienie. Może gdybyś zaniedbywał swoje życie religijne, nie chciał rozeznawać co dobre a co złe, mógłby się obawiać, że Twoją winą jest, że coś przeoczyłeś. Ale nie: Ty się starasz, poznajesz, spowiadasz się. Jesteś ogólnie nastawiony na to, by być dobrym człowiekiem i nie grzeszyć. Taki jest Twój podstawowy wybór, "opcja fundamentalna" - powiedziałby teolog-moralista. Nawet gdybyś jakieś wielkie zło w swoim życiu przeoczył, nie byłoby to zaniedbanie wynikające z Twojej winy. Nie masz więc najmniejszego powodu, by się bać o swoje zbawienie. Na rozum nie ma najmniejszych obaw.
A że jest w Tobie ten lęk? Na pewno cieszy się z niego szatan. To jemu zależy, by przekonać człowieka, że niepotrzebnie się stara, że nic z tego nie wyjdzie i i tak będzie piekło. Nie idź więc tą drogą; bo to wyraźnie scenariusz roztaczany przez diabła: skoro starasz się i nie masz świadomości popełniania jakiegoś wielkiego zła, nie ma obawy o zbawienie.
Jak pozbyć się lęku... Jak pozbyć się - nie wiem. Wiem, że można go ignorować. On będzie, ale ne będzie miał wpływu na Twoje postępowanie, decyzje; na Twoją modlitwę, na Twoją religijność. To tak jak ze strachem przed wysokością i mieszkaniem na 25 piętrze. Musisz się nauczyć z tym lękiem żyć i sprawić, by nie paraliżował Twojego postępowania. Z czasem - trzymają się obrazu mieszkania na 25 piętrze - zaczniesz podchodzić do okna - bo zauważysz, ze nie ma tam żadnej tajemne siły, która Cię wessie w okno i zrzuci w dół. Potem odważysz się wyjść na balkon. Bo zauważysz, że jednak jest na nim balustrada i niemożliwe, byś przez nią przeleciał, o ile sam nie zechcesz wyskoczyć. A potem nauczysz się nawet spokojnie patrzyć w dół. I lękiem napawać Cię będzie tylko to, co naprawdę byłoby niebezpieczne: wychodzenie na albo i za balustradę. Czyli - wracając do życia duchowego - niebezpieczne dla zbawienia jest tylko to, że człowiek da się diabłu namówić na grzech ciężki.
J.