Gość11 06.09.2022 14:59

Po obejrzeniu filmu o egzorcyzmach dostałem natrętnych myśli dotyczących szatana , opętania itd na zasadzie jak coś się stanie np. na kostce do gry padnie taka a nie inna cyfra odrzucam Boga a wybieram ... wiadomo kogo , tak ? Albo jak skręcę rowerem w taką a nie inną stronę to samo . Często dzieje się to w sytuacjach kiedy nie mam czasu na reakcję np. Widze kogoś ( I natychmiastowa myśl - jak się ze mną przywita będę np. potępiony ) oczywiście sekundę póżniej słyszę cześć i panika bo nie odrzuciłem tej myśli . Walka z każdą jedną doprowadziła do tego, że jestem wykończony . Typowa nerwica natręctw z kompulsjami bo muszę sobie zwizualizować jak te myśli wychodzą mi z głowy w postaci np. różnych kształtów . Czy to jest grzech ciężki ? Wiem że ten grzech musi być świadomy i dobrowolny ale uwaga - tego jest tyle że nie dałbym sobie uciąć ręki za powiedzenie że nie wywołałem świadomie 1% czy 2% tych myśli . Oczywiście wszystkie potem odrzucam ale czy aby nie za późno ? Jak przestać się tego bać ? I zawsze muszę odpowiadać - wyrzekam się tego w imię Jezusa Chrystusa czy wystarczy zwykłe NIE dla tych myśli ? Jakby odpowiadający się ustosunkował do tych 3 pytań byłbym wdzięczny .

Odpowiedź:

Natrętne myśli nie są grzechem. Nigdy. Gdy dotyczą zła mogą być najwyżej pokusą. A pokusa - wiadomo - może trwać dłużej niż parę sekund. Gdyby chodziło o myśli nieczyste można by się zastanawiać, na ile ktoś faktycznie ich chce i ociąga się z ich odrzuceniem. W opisanej przez Ciebie sytuacji w ogóle bym się czasem odrzucenia nie przejmował. Przecież sam pomysł - np. "jeśli ktoś się ze mną przywita zostanę potępiony" - jest absurdalny. W ogóle nie traktowałbym tego wszystkiego w kategoriach grzechu. Oczywistym wydaje mi się, że żadna "oficjalna" formuła odrzucania tych myśli nie jest tu potrzebna. I chyba tylko pogłębia problem. Wystarczy po prostu nie przejmować się i zając myśli czymś innym.

To trochę jak z przesądami. Ot, przejdzie czarny kot przez drogę. Kiedy człowiek ulega przesądowi? Kiedy pomyśli "o, będę miał pecha"? Ano nie. Gdyby z tego powodu zawrócił albo zaczął jakoś "odczyniać urok". Jeśli pomyślał ale uznaje, że przecież nie od czarnego kota zależy jego los, ale od niego samego, bliźnich i ostatecznie Boga i  idzie dalej trudno mówić o jakimkolwiek grzechu.

Jak przestać się bać? Wydaje mi się, że najlepsze jest metoda "raz kozie śmierć". Po prostu powiedzieć sobie "najwyżej". Kim byłby Bóg, gdyby za natrętne myśli karał wiecznym potępieniem? Nie warto by było być blisko takiego Boga przez wieczność. Ale Bóg przecież taki nie jest. I właśnie dlatego, że naprawdę jest samym dobrem warto być w Jego niebie.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg