Gość 07.08.2022 20:23
Szczęść Boże, chciałabym zapytać jak postępować z osobami, które sprawiają mi przykrość. Jak stawiać granice tym osobom, żeby nie stać się przysłowiowym chłopcem do bicia, nie dać sobie wejść na głowę. Z reguły jest tak, że jeśli ktoś sprawi mi przykrość, ja staram się z tą osobą rozmawiać, ale atmosfera jest "gęsta". Czasem mam wrażenie, że ta druga strona sama zaczyna się zachowywać, jakbym to ja zawiniła, a ja nie chcę z nikim drzeć kotów. Jak to zrobić po chrześcijańsku, żeby nie krzywdzić ani siebie, ani tej drugiej strony. Czy takie " przeczekanie", w nieco chłodniejszych stosunkach, ale bez wyzwisk, kłótni itp będzie w porządku?
Trudno mi radzić, bo nie wiem ani o jakie sprawy chodzi ani nie wiem o jak bliskiej osobie myślisz (mąż/żona, dzieci) ani jakim jesteś człowiekiem. Oziębienie stosunków, jakaś większa wstrzemięźliwość w relacjach nie jest niczym nagannym w relacjach ze znajomymi. Ale już w relacjach z najbliższą rodziną takie "chłodzenie" może sprawę tylko pogorszyć. Więc nie wiem.
J.