L. 08.12.2019 20:48
Mówi się że niebo to stan nie miejsce. Ale jak to rozumieć? Jak rozumieć że nie jest to miejsce? No bo skoro możemy tam być, mówić, robić coś to jak rozumieć że to nie miejsce?
W ogóle dlaczego my istniejemy? Po co nas Bóg stworzył? Po co istnieje Bóg? (O nic Boga nie obwiniam, tylko pytam z ciekawości).
Ha... No... Spróbuję odpowiedzieć.
1. Kiedy mówimy o niebie jako stanie na myśli to, że nie chodzi o to, żeby się gdzieś dostać, gdzieś zostać wpuszczonym, ale żeby zyskać szczęście. Czyli coś co jest w środku nas - jak mówimy - w naszych sercach.Na ziemi bywa tak, że dwóch ludzi żyje obok siebie: jeden jest szczęśliwy, drugi nieszczęśliwy. Ten jeden będzie wołał, że czuje się jak w niebie, drugi, że życie jest piekłem. Bo szczęście, choć oczywiście mają na nie wpływ różne okoliczności, nie zależy od tego, co na zewnątrz człowieka, ale od tego, co jest w jego sercu. Można mieć teoretycznie wszystko i być nieszczęśliwym, prawda? Podobnie z niebem. To coś, co przede wszystkim jest w naszych sercach.
Zwróć uwagę, że o czyśćcu mówi się, że to stan, w którym trzeba odpokutować za grzechy, wydoskonalić się w miłości. Nie chodzi o to, by za grzechy przyjąć chłostę. Chodzi o to, by człowiek przestał kochać zło. By pojął, że dobro jest świetne, a zło - śmierdzącym jajem. No właśnie: bo kto kocha zło nie może być tak naprawdę szczęśliwym. W niebie - gdzie jest samo dobro - czułby się źle. Stąd ta potrzeba oczyszczenia. Czyli niebo, piekło, czyściec - to coś, co w pierwszym rzędzie dotyczy ludzkiego wnętrza, ludzkiego ja, a nie spraw zewnętrznych. Czy wiązać się to będzie z "separacją fizyczną" zbawionych i potępionych? Tego nie wiem, ale mogę sobie wyobrazić, że jedni i drudzy mogą żyć obok siebie; jedni szczęśliwi, drudzy nieszczęśliwi bo cięgle kochający zło, którego już nie będą mogli czynić....
Nie wykluczając więć, że niebo jest miejscem - choć na pewno nie w rozumieniu fizycznym, naszej trójwymiarowej przestrzeni, bo ono przynależy do świata duchowego, nie materialnego - można chyba powiedzieć, że jest oo przede wszystkim stanem: stanem wiecznego szczęścia.
Chyba jakoś tak....
2. Po co istniejemy... Chyba z powodu fantazji Boga. Bóg pomyślał, że fajnie by było w materialnym świecie, który stworzył, stworzyć też kogoś z rozumem i wolną wolą; kogoś, kto by Go mógł kochać, a nie tylko podlegać stworzonym przez Niego prawom przyrody. Brzmi to może i nie najlepiej, ale tak to chyba jest. Nie chodzi o egoizm Boga, który potrzebuje człowieka by go wielbił, ale o Jego miłość, która daje stworzeniu możliwość, by Go kochać.
To tak jak z rodzicami: Raczej nie kalkulują co im dziecko może dać; raczej cieszą się, ze jest i z tego, że jest jaki jest. Nawet jeśli nie zawsze spełnia oczekiwania. Podobnie z Bogiem. On jest miłością i cieszy się, że tą miłością mógł się z człowiekiem podzielić. I miłości oczekuje, choć nie obraża się, gdy okazujemy się niewdzięczni... Możemy więc powiedzieć tak, jak to ujmują katechizmowe regułki: Bóg nas stworzył z miłości.
J.