Gość1 17.09.2017 19:38
Mam pytanie o modlitwę, a właściwie o wytrwałość w modlitwie. Dla mnie problemem jest, gdy mam trudne sytuacje, sprawy, których nie rozumiem na dzień dzisiejszy, albo trudne relacje z niektórymi ludźmi-aby pomimo tego, co dzień przyniesie, trwać na modlitwie. Gdy Bóg wydaje mi się wtedy nieobecny, tracę zaufanie i nie potrafię po prostu się modlić, bo mam żal.
Jak w takich sytuacjach powinna wyglądać modlitwa, w sensie, kiedy mówię że "przebaczam", choć emocjonalnie dana sprawa wcale ze mnie nie spłynęła, albo powiedzieć "Jezu, ufam Tobie", kiedy tak naprawdę jest we mnie strachy, lęk i wcale nie ufam Jezusowi, bo mi trudno.
Będę wdzięczna za radę. Dziękuję.
Wydaje mi się, że Bogu Ojcu czy Jezusowi czy Duchowi Świętemu trzeba po prostu mówić jak jest. Także o swoim żalu, o niezrozumieniu. Taka modlitwa ma to do siebie, że człowiek dość często uczy się w takich sytuacjach patrzyć na sprawy bardziej obiektywnie. Wtedy okazuje się np. że nie ma co mieć do Boga żalu. Albo - w przypadku wybaczenia - pomaga uczyć się go, zachęca do podjęcia decyzji by się nie mścić, choć sprawa dalej boli...
Bo modlitwa... No cóż, to czasem właśnie takie ścieranie się z Bogiem. Jak walka Jakuba z Aniołem. I w tym spotkaniu z Nim, choć przecież niełatwym, człowiek się Go uczy...
J.