Ja 14.02.2017 14:37
Od ponad 30 lat jestem mężatką, jednak nasze małżeństwo to stek nieporozumień, awantur, niespełnienia, lęku i strachu. Mąż od początku nadużywał alkoholu ( w moim odczuciu jest alkoholikiem). W takiej atmosferze wychowaliśmy (właściwie to ja wychowałam, mąż jedynie dbał o sprawy ekonomiczne rodziny) trójkę dzieci. Obecnie już się usamodzielniły. Teraz zaczęłam dopiero myśleć o sobie... chcę zmienić moje życie; jednak z mężem nie potrafimy rozmawiać...mąż jest ciągle zdenerwowany, albo depresyjny. Trzy lata temu poznałam trzeźwego alkoholika, który działał w DDA. Bardzo dobrze się rozumieliśmy, dobrze nam się rozmawiało... o tym wszystkim opowiedziałam mężowi, aby się z nim skontaktował i pomógł mu wyjść z nałogu. To był mój największy błąd życiowy... on podejrzewał mnie o romans z nim, sprawdzał mój telefon, zabronił mi kontaktować się z nim, sam wydzwaniał do niego z wyzwiskami... to trwa do dziś (może trochę mniej jest zazdrosny , ale ma na tym punkcie obsesję). Ja nigdy o nim nie myślałam jako o mężczyźnie, tylko jako o przyjacielu i powierniku. Zerwałam wszelki kontakty z nim....aczkolwiek często o nim myślę... zastanawiam się czy nie odezwać się do niego???....boję się męża bo chyba by mnie zabił, gdyby się o tym dowiedział. Tu moje pytanie: (jestem praktykującą katoliczką) czy takie myślenie o nim....tęsknota, chęć rozmowy ( nic więcej!)jest już grzechem? czy w myślach zdradzam męża?... czy powinnam napisać do niego...Dodam, że mam dużą rodzinę, ale jestem bardzo samotna... Proszę o odpowiedź!
Pragnienie takiego "czystego" kontaktu z człowiekiem, który rozumiał, który pomógł na pewno nie jest grzeszne. Ale nie wiem czy w perspektywie ewentualnej awantury, jaka może z tego wyniknąć rozsądne. Chodzi też o dobro tego człowieka; by nie narażać go na nieprzyjemności. Jakiś pojedynczy telefon czy mail pewnie mógłby tu wchodzić w rachubę, ale chyba raczej tylko po to, żeby przeprosić za kłopoty. Nie wydaje mi się, by ciągnięcie sprawy przyniosło jakieś dobro...
J.