Marcin 28.06.2015 02:20
Miłość nie pamięta złego...
Jak to się ma do stwierdzenia " Wybaczmy ale pamiętamy " i miłości bliźniego np. w relacjach polsko-rosyjskich (Katyń) ; polsko-niemieckich (II wojna światowa) itp. Wiem , że prawda historyczna jest ważna i nie powinno się o niej zapominać.
I czy to bardziej się nie odnosi do codzienności np. ktoś zrobił mi coś złego a ja mu tego nie wypominam z miłośći.
Ogólnie rzecz biorąc trzeba zachować zdrowy rozsądek między przypominaniem dawnego zła a budowaniem relacji na przyjaźni. Czyli między prawdą a zapomieniem. Bo nawet nie chodzi o zapomnienie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pamiętać wolno, bo i zapomnieć na zawołanie się nie da. A często pamiętać trzeba, Choćby po to, by drugi raz nie popełnić tego samego błędu...
Przykład 1. Znajomy prosi mnie o podżyrowanie mu pożyczki. Robię to, on bierze pieniądze i znika. Oczywiście długu nie spłaca, muszę to za niego zrobić ja. Na pewno nie jest grzechem podjęcie działań, by go odszukać, porozmawiać z nim, a jeśli trzeba oddać sprawę do sądu. Nasłanie na niego zbirów, by go pobili byłoby już jednak złe. Ale pomijając to... Trudno oczekiwać, że po takim numerze zakwitnie między nami przyjaźń. Zwłaszcza jeśli rozmowa nie wystarczy, trzeba będzie sądu. Na pewno nie będzie grzechem, jeśli z takim człowiekiem zerwiemy kontakt....
Przykład 2. Chłopak chodzi z dziewczyną, ale ta go zdradza. Raz, drugi, trzeci. Oczywiście zawsze przeprasza, obiecuje itd. Zerwanie z kimś takim na pewno nie jest jednak zaraz brakiem przebaczenia. To decyzja zdrowego rozsądku, który podpowiada, że tak może być przez całe życie. A na to zło zgodzić nie tylko się nie trzeba, ale i nie wolno... Oczywiście gdyby za te zdrady wyzywać czy bić, byłoby to postępowanie jak najbardziej niewłaściwe...
Przykład 3. Mąż pewnej kobiety spotkał koleżankę. Od słowa do słowa rozpoczął się romans. Ale po czasie ów mężczyzna go zakończył. Żona op wszystkim dowiedziała się parę lat później. Zgrzytała zębami, ale zgodziła się na dalsze wspólne życie. Przebaczyła. Nie powinna po kolejnych kilki latach, przy okazji jakiegoś sporu z mężem wyciagać tamtej dawnej sprawy...
W sprawie zbrodni na narodach... Nie ma sensu wypominać współczesnym zbrodni ich pradziadów. Trzeba patrzyć w przyszłość. Ale jeśli ta druga strona przejawia jakieś sentymenty za tą przeszłością, nie potępia dawnych zbrodni, trudno nie zachować czujności i o sprawach nie przypominać. Mamy tego przykład w relacjach Polski z różnymi sąsiadami. Niemcy uznały swoje zbrodnie. Nie mówią, ze było inaczej (a jak mówią, to zaraz podnosi się wrzawa) Dziś chyba już niewielu patrzy na nich jak na morderców. Bo to najwyżej wnuki czy prawnuki morderców. Zupełnie inaczej patrzymy na zbrodnie popełnione przez naszych wschodnich sąsiadów: na Katyń czy Wołyń. Bo - upraszczając - z drugiej strony są jakieś próby usprawiedliwiania zbrodni, obarczanie odpowiedzialnością za nie innych. Nie chodzi o to, by teraz nasze relacje z tymi krajami uzależnić od stosunku do historii. Ale nic dziwnego, że domagamy się jasnego postawienia sprawy...
Dziś przyjaźń z Rosjaninem czy Ukraińcem nie oznacza tolerowania zła. To przecież inni ludzie niż ich pradziadowie (dodajmy koniecznie: niektórzy z pradziadów, bo przecież wielu tam żyło ludzi dobrych i uczciwych). Ale kiedy ktoś próbuje stare sprawy odgrzewać mamy prawo przypomnieć, jak to naprawdę było...
Tak bym to mniej więcej widział...
J.