Gość 24.06.2015 16:46
Witam, moje pytanie odnosi się do małżeństwa...jestem 11lat po ślubie kościelnym i czy moge zakonczyc ten związek? czy Bóg mi wybaczy? czy Bóg zrozumie ?Zawsze byłam dobra, wyrozumialą, tolerancyjną kochająca żoną ,ktora we wszystkim pomagala mężowi ,wspierala,wybaczala i dawala kolejne szanse na zmiany ,a nie dostalam tego samego w zamian...Czy jesli kiedys przysiegalam czy to znaczy,ze jestem skazana na to by tkwic w związku ,ktory bardzo mnie krzywdzi i daje duzo cierpienia...Czy to ja jako kobieta powinnam ciagle przekladac swoje dobro nad dobro mojego męża? czy to oznacza,że jako dobra katoliczka powinnam to wszystko znosić i byc ciagle nieszczęsliwa? Staralam sie oczywiście te malżenstwo ratować i to wielokrotnie ,ale to nic niestety nie daje...jestem samotną kobietą choć żyje w małżenstwie tyle lat i juz nie mam sil tak dalej zyć...chcialabym by Bog mi wybaczył...ale nie wiem czy jest to w ogole możliwe.Chcialabym byc po prostu jeszcze kiedys szczesliwa ...te małżenstwo natomiast powoduje,ze nie chce mi sie nawet żyć...
Nie wiem co konkretnie kryje się za Pani pytaniem. Podejrzewam że nie chodzi o drobiazgi, które tylko w Pani oczach urosły do rangi wielkiego problemu. Ale tego Pani nie napisała...
Na pewno trzeba przypomnieć, że małżeństwo jest w Kościele katolickim związkiem nierozerwalnym. Zawierając go ślubuje się trwać w nim do końca życia, z zdrowiu, chorobie, dobrej i złej doli... Rozwód w sensie rozpadu tego związku i wejścia w nowy dla katolika nie wchodzi więc w rachubę.
Kościół w pewnych sytuacjach dopuszcza jednak separację. To znaczy odejście od małżonka bez wchodzenia w nowy związek. Czy w Pani sytuacji decyzja o separacji byłaby godziwa? Tego nie wiem, bo jak napisałem, nie wiem jaki konkret się kryje za Pani skargą. Najlepiej będzie, jeśli się Pani poradzi jakiegoś kapłana szczerze mówiąc mu w czym problem...
J.