Gość brytyjski 20.03.2015 19:49
Tak się składa, że rok temu pytałam Odpowiadającego, jak poradzić sobie z brakiem poszanowania sacrum w kościołach http://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/1d8688 .
"Wiele rzeczy mi przeszkadza w tutejszych kościołach, do tego stopnia, że po pół roku zaczęłam chodzić do polskiej misji. A najbardziej to, że ludzie głośno rozmawiają między sobą, przed i po Mszy, czasem odbiorą telefon (nawet podczas rozdawania Komunii!), dzieci (i nie tylko) jedzą chipsy, piją soczki, bawią się klockami lub samochodzikami.
Proszę Odpowiadającego o powiedzenie mi, czy to ze mną jest coś nie w porządku, czy z kim?"
Jak pisałam, zaczęłam chodzić do polskiego kościoła. JEST JESZCZE GORZEJ, a mnie coraz trudniej, bo lista kościołów jest już wyczerpana.
W polskim kościele ludzie tak samo podają swoim dzieciom szeleszczące, chrupiące chipsy (zeszłoroczna liturgia Wieczerzy Pańskiej - marzę o tym, żeby w niej uczestniczyć, ale wiem, że psychicznie nie dam rady) i soczki, ale nawet młodzi dorośli bez skrępowania zaspokajają swoje pragnienie wodą. No można zrozumieć, wytłumaczyć chorobą, ale dlaczego tutaj jest tylu chorych, a w Polsce ani jednego? Telefon też nieraz zadzwoni.
Raz siedziałam obok pani namiętnie żującą gumę. Było to tak ordynarnie widoczne, że nachyliłam się do niej i zapytałam grzecznie "Dlaczego żuje pani gumę w kościle? To bardzo brzydko". Pani odpowiedziała gniewnie, o wiele głośniej i, jak to bywa, irracjonalnym atakiem: "Brzydko to komuś uwagę zwracać!". Przecież grzecznie zapytałam, mając na uwadzę miłość bliźniego, bo a nuż mi powie, że to z jakiejś nerwicy. No dobrze, nie liczyłam nawet na odpowiedź, ale żeby głośny atak? W kościele, w niedzielę, podczas kazania? Oczywiście nie miałam już głowy do modlitwy. Oczywiście, pani ta nie była bynajmniej w żuciu gumy odosobniona.
Wychodzenie do toalety. Nagminne, podczas każdej Mszy przynajmniej raz. A toaleta obok zakrystii. Czyli trzeba przejść cały kościół, nieraz przez środek, nawet nie przyklęknąwszy, nawet głowy nie skłoniwszy. Rozumiem, nieraz to wyższa potrzeba. Ale nagminność zjawiska daje do myślenia i stawiam na brak poczucia sacrum. Ludzie nie widzą nic złego w tym, żeby wyjść do toalety podczas Mszy, choć mogli potrzeby fizjologiczne załatwić wcześniej albo później.
Strój. Zwłaszcza rodziców chrzestnych i gości uroczystości, którzy biją wszelkie rekordy w głębokości dekoltu, krótkości sukienek mini, rażą również odkryte ramiona. Chrzestni winni być wzorami moralności. Czy nadaję się na chrzestną kobieta ubrana jak ulicznica? Czy proboszcz nie zauważył tego wcześniej, czy naprawdę do kancelarii przyszła ubrana jak zakonnica?
Latem dziewczynki są ubierane sukienki tak krótkie, że dosłownie święcą majtkami. Jedna na oko jedenastolatka przystępowała do Komunii św. w spódniczce i zakolanówkach jeszcze krótszym niż na tym zdjęciu (nie jest zbyt wulgarne) (...) , młode kobiety zapominają, że legginsy nosi się WRAZ ze spodenkami albo spódniczką, a nie zamiast. Widok legginsów wbitych w rowek między pośladkami jest równie częsty.
Dalej: panie stroją się do Kościoła, nawet jeśli w ubrania przywoite, to jednak jak na rewię mody. Odnoszę bardzo silne wrażenie, że przychodzą się bardziej POKAZAĆ niż modlić. Przecież ubieramy się z szacunku dla Pana Boga, a nie wzgląd na sąsiadki! Nawa główna to nie wybieg modelek.
Temat robiących co chcą dzieci, przemilczę.
Sprawa ostatnia: brak jedności wspólnoty. Polski kościół na obczyźnie ma taką specyfikę, że jego parafianie są z różnych tradycji i regionów Polski. Ale powinni być pouczeni, że stoimi przed Bogiem jako jedność i modlimy się jako wspólnota, zatem nie może być tak, że część stoi, część klęczy, część siedzi. Ale czarę goryczy przelewa nierówna modlitwa. Rozumiem, to nie jest defilada ani wojsko. ALE niektóre osoby robią to celowo. Na prędce wymawiają słowa modlitwy, aby zdąrzyć wymówić ją całą zanim inni w ogóle zaczną. Być może pozwala im się to skupić. Ale innych do przecież rozprasza. Msza jest modlitwą wspólnotową, nie audiencją prywatną. Jedna osoba modli się lepiej, ale przez nią 20 nie potrafi w ogóle. I czy taka modlitwa ma się Bogu podobać?
Ale ludzie nie przychodzą do kościoła się modlić. Przychodzą zaspokoić swoje potrzeby kulturalne, bo taniej niż teatr; żeby pobyć wśród swoich, pokazać się; przychodzą z przyzwyczajenia.
Na koniec wisienka na torcie. Przyszła raz na niedzielną Mszę pewna młoda pani, z wyglądu punk, irokez, zielone włosy, z dwuletnim dzieckiem. Pół Mszy chodziła z dzieckiem po kościele, a drugie pół po PREZBITERIUM. Usiadła na stopniach ołtarza, na samym środku, centralnie przed ołtarzem i bawiła się dzieckiem (raczej nim niż z nim). Potem na tychże stopniach podczas przeistoczenia klęczała razem z ministrantami, dalej bawiąc się dzieckiem. Uczyła chodzić, brała na ręce. Pokazywała dziecku dzwonki (dotykając ich). Okrążyła celebransa. Oczywiście wszyscy patrzyli tylko na nią. Jak można się domyślić, był to pierwszy i ostatni raz, kiedy ją widzieliśmy. I takiej trudno nawet wzrócić uwagę, bo pewnie chciała dobrze. Pewnie uważała, że jak kochająca matka pokazuje dziecku kościół...
Odechciewa mi się chodzić do kościoła. Nie wiem, czy spowiednik zgodziłby się zamienić dla mnie niedzielę na inny dzień tygodnia. Ale wydaje mi się, że trzeba by coś z tym zrobić. Wydaje mi się, że księżom chodzi tylko o pieniądzę, dlatego ja przestałam dawać na ofiarę. Kiedyś miałam pomysł, aby wrzucić do koszyka gumę to żucia, klocek, mały owoc - może ksiądz by się pokapował, jakby się to kilka razy zdarzyło. Ale potem pomyślałam, że ofiara to nie miejsce agitacji i to też mogłaby być jakaś profanacja.
Nie wiem, co robić. Naprawdę nie chcę chodzić do kościoła. Pewnego dnia z rozpaczy mogę przestać. Będe miała straszne wyrzuty sumienia. Do Kościoa ani iść, ani nie iść. Ale Bóg wie, jak cierpię i wie, że z własnej, nieprzymuszonej woli nigdy nie przestałabym chodzi do Kościoła. Proszę o poradę.
Nie bardzo wiem co Pani poradzić... Bo to, co Pani opisuje wygląda faktycznie nieciekawie. Może trzeba spróbować gdzie indziej? Lista faktycznie się wyczerpała? Jeśli tak, to nie pozostaje chyba nic innego, jak złączyć swoje cierpienia podczas takiej Mszy z cierpieniami Chrystusa na krzyżu. I może zamknąć oczy, a słuch wyostrzyć na słowa kapłana... Ale serdecznie Pani współczuję...
J.