Gość 19.09.2014 18:47

Wkleję tu teskt znajeziony na pewnej stronie internetowej:

"Kiedy słynny Jan Avila wygłaszał kazania w jednym z miast hiszpańskich, wezwano go do łoża ciężko chorej dziewczyny, żeby wysłuchał jej spowiedzi. [...]Chora słyszała kilka razy płomienne kazania Avili i postanowiła otworzyć przed nim na spowiedzi swoje sumienie. I rzeczywiście, wyznawała swoje grzechy z tak wielkim żalem i łzami, że ojciec Avila, zbudowany tym, rozgrzeszył ją bez żadnych obaw o jej zbawienie. Tymczasem zdarzyło się coś niezwykłego. Oto braciszek, który towarzyszył Ojcu i podczas spowiedzi czekał na niego w drugim pokoju, ujrzał czarną, pokrytą sierścią rękę, która trzymała chorą za gardło, jakby ją chciała zadusić. Po powrocie do klasztoru opowiedział to przełożonemu, a przełożony powtórzył to z kolei ojcu Avili, polecając mu, żeby jeszcze raz poszedł do chorej i wpłynął na nią, aby szczerze wyznała, czy coś jeszcze nie dręczy jej sumienia. Z tym samym więc towarzyszem udał się ojciec Avila, jeszcze tej nocy, do domu, w którym leżała chora. Kiedy stanęli przy bramie, dotarły do ich uszu płacze i jęki. Gdy tylko zapukali, wybiegł do nich służący, który powiedział im, że chora umarła, że zaraz po spowiedzi utraciła mowę i zmysły i nie była w stanie przyjąć Komunii Świętej. Weszli jeszcze do środka, przyjrzeli się zmarłej, po czym wrócili do klasztoru i opowiedzieli wszystko przełożonemu, który się bardzo tym zmartwił. Sam ojciec Avila udał się przed Najświętszy Sakrament, upadł na kolana i zaczął się gorąco modlić, żeby miłosierny Bóg zechciał zachować tę nieszczęśliwą dziewczynę od wiecznego potępienia. Kiedy się tak modlił, po niedługiej chwili usłyszał szczęk łańcuchów. Zwraca się więc w stronę, z której dochodzi go ten szczęk i widzi osobę okutaną od stóp do głów żelaznymi okowami i ciemnymi płomieniami. Wystraszył się Ojciec i zapytał zjawę, kim jest. I oto jaką na swoje pytanie dostał odpowiedź: "Jestem duszą tej nieszczęsnej dziewczyny, którą rano spowiadałeś i za którą na próżno się teraz modlisz. Oszukiwałam świat swoją obłudą i fałszywą pobożnością. Po śmierci mojej matki zakochał się we mnie pewien młody człowiek. Początkowo opierałam się jego naleganiom, ale wreszcie poddałam się jego woli. Dopuściłam się ciężkiego upadku, czułam straszne wyrzuty sumienia, bałam się potępienia, ale zły duch nie pozwalał mi wyspowiadać się z tego grzechu, mimo, że często postanawiałam sobie, że to zrobię. Bałam się, że spowiednik będzie miał o mnie złe wyobrażenie i tak raz za razem odbywałam świętokradzkie spowiedzi i niegodnie przyjmowałam Komunię Świętą. Kiedy usłyszałam twoje kazania, które przeszywały mi serce jak strzały, postanowiłam sobie, że wyspowiadam się u ciebie i dlatego wezwano cię do mnie. I gdybym zaczęła moją spowiedź od świętokradztw, a nie od drobiazgów, byłabym uratowana. Ale potem nie miałam już odwagi wyznać tego zatajanego grzechu. Jestem na zawsze potępiona, na próżno modlisz się za mnie!" - "Co jest teraz dla ciebie największą męką?" - zapytał wtedy ojciec Avila. -,,To - odpowiedziała - że tak łatwo mogłam się zbawić, wyznając tylko swój grzech." Po tych słowach zjawa znikła, wydając okropny krzyk i strasznie szczękając łańcuchami. "
(http://malgorzata.skarbykosciola.pl/ars.html)

Jeżeli tak łatwo skazać się na potępienie, może Kościół i wierni powinni przestrzegać ludzi przed zatajaniem grzechów na spowiedzi.

1.Czy rzeczywiście nie ma ratunku dla takich ludzi? Nawet jeżeli mimo spowiedzi świętokradzkiej żyli dobrze i byli religijni?

2.Co jeżeli ktoś w dzieciństwie zataił jakiś grzech, teraz nawet o tym nie pamięta i nie ma świadomości że tkwi w świętokradztwie?

3.Sama jestem skrupulantką i przyszła mi do głowy taka myśl, że może powinnam uświadamiać o tym ludzi? Ale co mogę zrobić? Wysyłać znajomym i obcym ludziom wiadomośći przez internet?
Jeżeli nie będę "nawracać'' innych będę mieć grzech?
Może moim obowiązkiem jest przestrzegać kogo tylko się da przed potępieniem?

Proszę o odpowiedź i dziękuję

Odpowiedź:

1. Proszę pamiętać, że to pewna wizja. Niekoniecznie wskazująca na wieczne potępienie owej zmarłej. To przestroga dla żywych. A co zrobi Bóg, to już Jego sprawa. Przecież w tej kobiecie by żal. Chciała wyznać grzech, ale nagle się zawstydziła. To już coś. Może Bóg dlatego jednak potraktuje ją łagodniej?

2. Kiedy się nie ma świadomości popełnienia grzechu, grzechu nie ma. To nie jest tak, ze jak ktoś zapomniał, to grzech wisi na jego koncie i nie pozwoli Mu osiągnąć zbawienie. Jeśli potem szczerze się spowiada, a owego grzechu nie pamięta, to spowiedź gładzi także ten jego grzech. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy z dzieciństwa, kiedy człowiek nie był jeszcze w pełni świadom konsekwencji takiego czy innego zachowania. Bez obaw.

3. Jako skrupulantka niech Pani nic nie robi . Skrupulant sam nie potrafi ocenić siebie, tym bardziej więc nie powinien pomagać oceniać się innym. Skrupulanci z zasady są zwolnieni z obowiązku upominania bliźnich....

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg