Gość 24.06.2014 22:52
Witam, mój problem polega na tym ze ok. rok temu nawiązałam znajomość z o wiele starszym żonatym mężczyzną. Pociągał mnie i jak się okazało później ja jego też. Niedługo po poznaniu doszło do zbliżenia (nie współżycia), które później powtarzało się przez parę miesięcy, ale po tym czasie zaczęłam zaniechywać takich sytuacji. Przez większość czasu poprostu 'byliśmy przyjaciółmi' - rozmawialiśmy i spędzaliśmy razem czas w pracy. Na początku znajomości odrazu zaznaczyłam że nie mogę mu dać miłości jak do małżonka/partnera (ani on nie może tego robić). Jestem też pewna że On nie próbuje tylko się ze mną przespać ale też czuje do mnie miłość ale przyjacielską, a ja do niego też. Nie chcę żeby odchodził od żony (On raczej też nie), wręcz przeciwnie, chcę aby ich związek się polepszył, a widzę że jedyne czego Mu brakuje to seks i zainteresowanie kiedy o czymś mówi. Od tego pierwszego powstrzymuje mnie jedynie wiara. Wiem że współżycie byłoby grzechem i mogłoby doprowadzić do dalszego rozwoju związku, nie wspominając już o ewentualnej ciąży. Jednak chwilami trudno mi się powstrzymać gdy mamy takie 'momenty' pożądania... On chyba myśli że dopóki nie dojdzie do współżycia nie ma zdrady i chyba nie dokońca jest świadomy że samo myślenie o mnie w sposób pożądliwy jest zdradą ale jest już dojrzałym mężczyzną i sam musi wiedziać co jest grzechem... Bardzo mi zależy aby mieć go w swoim życiu ponieważ jest chyba moim najlepszym przyjacielem więc nie możliwym byłoby zerwanie kontaktu...
Mam jeszcze jeden problem: nigdy nie miałam chłopaka, nigdy nawet żaden chłopak nie okazywał żadnego zainteresowania mną. A tu nagle starszy mężczyzna zaczyna mnie doceniać i mówić miłe rzeczy, komplementować wygląd, figurę... Dlatego trudno byłoby mi też danie Mu do zrozumienia że chcę być tylko przyjaciółką, bo tak naprawdę to cudowne uczucie nareszcie czuć się piękną i docenianą w czyichś oczach. Może kiedy zacznę się z kimś spotykać ta potrzeba doceniania którą mam w stosunku do Niego odejdzie... Co mam robić? Czy dobrze myślę?
Nie chcę być niegrzeczny, ale chyba sama widzisz, w jakim kierunku to zmierza. Nawet jeśli nie dojdzie do współżycia już chyba teraz przekroczyliście granicę przyzwoitości. Rozumiem, trudno Ci zrezygnować z tego poczucia bycia piękną, adorowaną, wartościową. Tylko to nie ma przyszłości. I w razie czego zrodzi głownie ból, kiedy ten adorujący Cię dziś mężczyzna zmieni zdanie, bo będzie wolał być z żoną. Inny pojawi się, gdy rozbijesz małżeństwo...
Wydaje mi się, że jasno powinniście sobie powiedzieć stop. To nie ma dobrej przyszłości. Ale szczerze mówiąc wątpie, czy uda wam się być prostu lubiącymi się znajomymi. Chyba zaszło to już za daleko. I trudno będzie się cofnąć bez zranienia któregoś z was...
W każdym razie powodzenia. Znalezienia dobrego wyjścia z sytuacji....
J.