Gość 28.05.2013 12:07
Dzień dobry.
1. Czy powątpiewanie w to, że się ma duszę jest grzechem? Zastanawiam się nad tym ciągle i chyba nie jestem w pełni do tego przekonana...
2. To pytanie pewnie wyda się trochę dziwne. Skoro Bóg jest wszechwiedzący, tzn., że zawsze nas jakby... "widzi". Chyba trochę za bardzo zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo czuję się dosyć skrępowana podczas wykonywania "osobistych" czynności. Czy to wynika z niewłaściwego obrazu Boga? Chyba zaczęłam o Nim myśleć jak o podglądaczu, to też pewnie grzech, prawda? Głupio mi z tym strasznie.
3. Czy to możliwe, żeby życie przez całą wieczność mogło być szczęśliwe, nie nudziło się? Kompletnie mi się to nie mieści w głowie...
4. Jak już wyżej pisałam, dziwi mnie Boża wszechwiedza, ale z drugiej strony wydaje mi się nie do pojęcia, żeby można było spośród tak ogromnej liczby ludzi i aniołów każdego kochać indywidualnie. Pewnie to wynika z mojego braku "zdolności" do kochania. Ale może ludzie są kochani jako grupa tylko?
5. Spotykałam się parę razy z takimi opiniami, że aby jako tako życie przeżyć trzeba albo wyjść za mąż/ożenić się albo zostać zakonnicą/ księdzem. Sama nie widzę u siebie powołania zakonnego, ale do małżeństwa też nie. Raczej nie byłabym dobrą matką, a żoną też nie, bo nie pociągają mnie "kobiece" zajęcia (nie umiem gotować, piec, tyle tylko, że dom potrafię dobrze posprzątać), co chyba ma spore znaczenie, zważywszy na to, że nadal - mimo wszystko - jesteśmy dosyć tradycyjnym społeczeństwem. Poza tym chyba niezbyt szanuję siebie jako kobieta, bywa nawet, że sobą gardzę m. in. z powodu swojej płci. W małżeństwie pewnie gardziłabym sobą jeszcze bardziej, bo pewnie ciągle widziałabym to, w czym jestem gorsza czy słabsza. A poza tym chyba nie jestem zdolna do takiej prawdziwej miłości, jakieś przelotne zakochania się zdarzały, ale chyba nic więcej nie byłabym w stanie wykrzesać. Chciałabym po prostu wiedzieć, czy będzie właściwe, jeśli będę sobie żyła w czystości, samotnie. Kiedyś usłyszałam od proboszcza, że skoro nie mam pragnienia założenia rodziny, to ktoś mi to "zwichnął". A ja lubię być sama.
Z góry bardzo za wszystkie odpowiedzi dziękuję, pozdrawiam serdecznie i przepraszam, że tyle tego...
1. Wątpliwości nie są grzechem. Grzechem przeciwko wierze byłoby, gdybyś te prawdę świadomie i dobrowolnie odrzuciła.
2. To tez nie jest grzechem. Raczej pewnym wykrzywieniem zdrowej religijności. Dobrze że to widzisz... Co robić? Miewamy czasem różne takie obawy, lęki. Np. bywa, że ktoś boi się, że Bóg się na nim za coś będzie mścił. Po prostu nie możemy się nimi kierować.
Prawda, Bóg nas widzi. Ale przecież nie podgląda. Bo i po co...
3. W młodości miałem dwie pasje: piłkę nożna i góry. Niestety, z powodu wypadku zostało tylko to drugie. I wierz mi, że choć obu poświęcałem sporo czasu, nigdy mnie to nie nudziło. Dlaczego? Bo wiązało się ze spotkaniem z drugim człowiekiem. A na tym przecież będzie polegało niebo. Na wspólnocie z Bogiem i bliźnimi. Przyjaźń, dobre relacje z innymi ludźmi, nigdy nie są nudne. Zwłaszcza że tylu ludzi w niebie będzie do poznania...
4. Nie. Bóg potrafi każdego z nas kochać indywidualnie. My zresztą potrafimy kochać więcej ludzi. Męża/żonę, dzieci, przyjaciół... Bóg ma tylko nieskończenie wielkie serce...
5. Życie w samotności nie jest grzechem. Na pewno. To też może być traktowane jako swoiste powołanie...
Gardzisz sobą z powodu swojej płci... Wiesz że niepotrzebnie? Nie jesteście gorsze od mężczyzn. Tylko inne. Stanowicie dla nas fascynujące uzupełnienie naszej męskości... W pierwszej chwili chciałem zapytać o Twój wiek, ale potem się zorientowałem, że raczej już nie jesteś podlotkiem. Ale problem jaki masz - ten brak miłości do siebie - to typowy problem młodych dziewczyn. Mija gdy czują się kochane. Może w tym faktycznie tkwi problem? Że nie czułaś się kochana, więc wydaje Ci się, ze jesteś do niczego. Ale tak na pewno nie jest. Tylko jeszcze tego nie odkryłaś...
J.