Gość 05.04.2013 08:39
Jako małżonek z 26-letnim stażem w zasadzie powinienem już wiedzieć wszystko o sprawach seksualności, etyce małżeńskiej itd. Zauważam jednak, że im jestem starszy tym więcej mam pytań i wątpliwości czy aby na pewno ten świat jest dobrze urządzony. Przed ślubem z żoną nie współżyliśmy (ona stanowczo postawiła sprawę, ale i ja nie nalegałem). Po ślubie żona systematycznie prowadziła kalendarzyk i ściśle przestrzegała zasad. Podczas obu ciąży był z jej strony całkowity zakaz seksu. Przytrafiła się też jej operacja, co przyniosło kolejną kilkumiesięczną przerwę. W efekcie do urodzin drugiego potomka odbyliśmy łącznie 49 stosunków. I na tym koniec. Do dziś licznik stanął na wspomnianych 49. W czym problem? Po prostu żona nie chciała mieć więcej dzieci. Aby mieć pewność, wybrała najbardziej skuteczną metodę, czyli abstynencję.
W ciągu kolejnych kilkunastu lat próbowałem różnych sposobów. Od żartów do bardziej zdecydowanych męskich metod. Bez rezultatu. Kalendarzyk, któremu tak hołdowała na początku naszego małżeństwa poszedł zupełnie w odstawkę jako już niepotrzebny. Mało tego, dopiero niedawno przypadkowo jej się ,,wymsknęło'', że od 3 lat nie ma już okresu. Co ciekawe, przez długi czas nie miała nic przeciwko pettingowi i składaniu nasienia gdziekolwiek, byle nie w sobie. Dopiero zupełnie przypadkowo niedawno w literaturze znalazłem informację, że to grzech ciężki (wcześniej nawet mi przez myśl nie przeszło, że taki czyn może być tak potraktowany). Natychmiast, ku jej zdziwieniu, skończyłem z tym. I tak pewnie już zostanie. Popełniam grzech nieczystości z samym sobą, ale wiem, że to złe i walczę z tym. Jak? Nakładam sobie ograniczenia zmniejszając dopuszczalną ilość takich czynów z roku na rok. Nie jest łatwo sprostać temu, ale udaje się. Za kilka lat, jeśli utrzymam to postanowienie, wycofam się całkowicie z tych praktyk. Mam następujące pytania:
1. Dlaczego Kościół nie prowadzi obowiązkowych zajęć dla małżeństw o tematyce podobnej do kursów przedmałżeńskich? Nie chodzi mi o poradnie, do których idą ludzie z problemami. Chodzi mi o spotkania, na które każde małżeństwo miałoby OBOWIĄZEK przyjść, np. przy okazji Komunii czy bierzmowania dziecka. Można by o obowiązku odbycia takich spotkań przypominać (do skutku) przy okazji kolędy.
2. Czy odmowa współżycia z powodu obaw o zajście w ciążę jest grzechem?
3. Jak rozpatrywać w kategoriach etyki i uczciwości małżeńskiej ukrycie faktu ustania okresu?
4. Czy dla moich grzechów z samym sobą jest jakieś ,,usprawiedliwienie''w mojej sytuacji, zwłaszcza, że staram się to ograniczać, o czym wspomniałem powyżej?
5. Czy oglądanie filmów erotycznych jest tożsame z oglądaniem filmów pornograficznych, jeśli chodzi o grzeszność?
6. Czy powinienem od żony żądać kategorycznej i jednoznacznej odpowiedzi na temat jej ewentualnej zgody (lub braku) na współżycie w przyszłości? Prawnicy mówią o tym, że biorąc ślub ludzie wyrażają domniemaną zgodę na odbywanie ze sobą stosunków, ale po jakimś czasie można taką zgodę wycofać. Może trzeba zażądać pisemnego oświadczenia o wycofaniu takiej zgody?
7. Czy w przypadku otrzymania definitywnej odmowy współżycia grzechem ciężkim będzie sporadyczne (np. raz na pół roku) skorzystanie z odpłatnych usług seksualnych?
8. Na forum wyczytałem, że małżonkom wolno pieścić się w dowolny sposób, ale bez orgazmu, a jeśli orgazm bez stosunku zdarzy się przypadkowo to grzechu nie ma, ale trzeba uważać w przyszłości. Nie jestem lekarzem, ale zastanawiam się czy podniecające pieszczoty przerwane tuż przed orgazmem nie mają na organizm podobnego wpływu jak stosunek przerywany. A przecież wiadomo, że może to prowadzić w skrajnych przypadkach nawet do poważnych zaburzeń. I jeszcze jedno pytanie w tym temacie. Czy wspomniany zakaz orgazmu przy pieszczotach dotyczy zarówno męża, jak i żony? I jak małżonkowie mają ustalić moment przerwania pieszczot? Przecież mogą być na różnym stopniu ,,zaangażowania'' i jednemu do orgazmu może brakować 30 sekund, a drugiemu 30 minut. Może lepiej niech się raz na jakiś czas (np. raz na kilka miesięcy) umawiają ,,kochanie dzisiaj możemy zgrzeszyć i pieścimy się do końca''?
9. Na koniec pytanie bardziej ogólne. Czy ja jestem jakimś dziwnym, szczególnym przypadkiem czy może małżeństwo jest tak skomplikowaną instytucją?
1. Wydaje mi się, że gdyby istniał taki obowiązek, to niewiele by to zmieniło. Natomiast chyba faktycznie za mało stwarza się małżonkom okazji do dobrowolnego uczestnictwa w zajęciach, w których problemy małżeńskie byłyby omawiane....
2-3. Nie jest grzechem rezygnacja ze współżycia, kiedy nie chce się poczęcia. Ale w sytuacji Pańskiego małżeństwa można mówić o pewnej nieuczciwości ze strony żony. Godząc się na małżeństwo zgodziła się także na współżycie. Nawet jeśli z jakiegoś względu go nie lubi, powinniście ten problem rozwiązywać jakoś razem. Oszukiwanie co do powodu rezygnacji ze współżycia (nie chcę kolejnego dziecka to nie to samo co nie chcę współżyć) pokazuje, że Pana żona prowadzi/prowadziła jakąś grę, coś ważnego ukrywała. A tak nie powinno być. Bo to nie tylko jej, ale także Pana sprawa...
4. O tym problemie proszę porozmawiać ze spowiednikiem...
5. Tak. Czy to pornografia "miękka" czy "twarda" zawsze jest to niedozwolone używanie (oczyma) ciała drugiej osoby...
6. Trudno mówić, że któreś z małżonków może wycofać zgodę na współżycie. Zazwyczaj odbywa się to w jakiś naturalny sposób, z powodu wieku, chorób itd.
Teologia moralna szczegółowo wylicza przypadki, gdy małżonek traci prawo do współżycia. Wymienia się tam:
a) zdradę (możliwa nawet separacja prawna)
b) gdy małżonek nie jest zdolny do aktu ludzkiego (np. jest pijany)
c) gdy jego żądanie współżycia jest nieumiarkowane, wyczerpujące psychofizycznie współmałżonka
d) gdy współżycie zagraża zdrowiu czy życiu współmałżonka
e) gdy jedna ze stron popadła w chorobę psychiczną o charakterze trwałym (wtedy też nie byłby to akt w pełni ludzki)
f) gdy w małżeństwie jest wiele dzieci, a rodzice nie są w stanie wychować więcej na odpowiednim poziomie
g) gdy współmałżonek nie troszczy się o dom, o dzieci, nie daje pieniędzy na utrzymanie, wcale nie pracuje choć może
h) gdy jedna ze stron jest upokarzana, bita, a potem żąda się od niej stosunku
i) w chorobach wenerycznych"
Jeśli nie zachodzi jeden z wymienionych wyżej wypadków odmowa współżycia, zwłaszcza na stałe, jest nieuzasadniona...
7. To zawsze będzie grzechem.
8. Zasada, że małżonkowie mogą przerwać współżycie zanim dojdzie do orgazmu i nie popełniają przy tym grzechu wynika nie z tego, by dać ludziom możliwość przeżycia przyjemności bez możliwości poczęcia dziecka i bez grzechu, ale wynika z praktycznych sytuacji. Ot, jeśli okazuje się np., że w danym momencie któreś z małżonków nie ma już sił na dalsze współżycie. Albo wydarzyło się coś, że tracą ochotę (np. odgłos wiertarki nad głową). Albo gdy im ktoś przerywa dzwonkiem do drzwi. Mogą wtedy przerwać stosunek i nie popełniają grzechu. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by po jakimś czasie zbliżenie kontynuować. Zwłaszcza jeśli dalej tego pragną. Ale przerwanie współżycia grzechem nie jest. Po po prostu nie ma obowiązku doprowadzania się do orgazmu. Jeśli jednak do niego dochodzi, nie powinno dojść do niego w sytuacji, która\ wyklucza możliwość poczęcia. Z tej perspektywy niedopuszczalne jest np. zaspokajanie się potem już osobno...
9. Szczerze mówiąc nie wiem. Sądząc z doświadczeń jakie daje prowadzenie od lat tego serwisu wcale nie tak rzadkie... Tyle że w dobie wojującego feminizmu i podkreślania ciągle praw kobiet trochę się problem przemilcza...
J.