Gosia 22.01.2013 11:55
Mam pytanie o dobroczynność. Bardzo chciałabym żyć zgodnie z nauką Jezusa. Jestem samotną matką, nie mam pracy, żyjemy z córką z alimentów. Piętro wyżej mieszka sąsiadka , która jest w podobnej sytuacji. Nie wiem dlaczego ciągle odczuwam przymus pomagania jej. Wydaje mi się, że ona to trochę wykorzystuje. Nie potrafię znaleźć granicy między dobroczynnością a naiwnością. Czy taka istnieje? Czy naprawdę muszę odrabiać lekcję z jej synkiem(jestem nauczycielką), bo on chce mieć na półrocze 4 z angielskiego, czy muszę zawsze pożyczać jej pieniądze, których sama mam ciągle za mało. Chciałabym być dobra bezwarunkowo, ale kiedy tylko wyczuję, że ktoś chce czegoś co nie jest mu do życia konieczne-odczuwam gniew. Bardzo cierpię z tego powodu i nie umiem sobie z tym poradzić. To samo jest, gdy widzę na ulicy żebraka-nie wiem czy dawać, czy nie.
Pomagać można zawsze. Nie ma jednak obowiązku pomagania, gdy sprawia ono, że wpadamy w sytuację podobna albo i gorsza od tego, komu udzielamy pomocy. Z żebrakami na ulicy bywa różnie. Jednak nie wydaje się, by byli w sytuacji znacząco gorszej od tych, którzy nie żebrzą. W dobie dość rozbudowanej opieki społecznej tak nie jest. Po prostu znaleźli dodatkowe źródło dochodu...
Co do sąsiadki... Trudno czasem znaleźć złoty środek między pomaganiem a dawaniem się wykorzystywać. Na pewno nie musisz pożyczać, jeśli sama popadasz przez to w tarapaty. Podobnie nie musisz pomagać dziecku sąsiadki w nauce gdy chodzi tylko o lepszy stopień, gdy tym samym zaniedbujesz swoje sprawy. Pomóc możesz, ale nie musisz...
Tak by to odpowiadający widział...
J.