Daniel86 24.10.2012 13:10

Daniel86 Witam. Chciałbym dowiedzieć się, jaki jest stosunek Kościoła i katolików do wolności słowa? Nie dawno rozpoczęła się akcja billboardowa z hasłami "Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę" oraz "Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam". Oba hasła nie są ani obraźliwe, ani nie kłamią. Ateista też przecież może być dobrym człowiekiem i oczywistością jest, że w Polsce ateistów jest więcej niż jeden. Mimo to niektórzy katolicy i tak się oburzyli i jakby mogli, to ograniczyliby prawo ateistom do wolności słowa. Dla mnie to oburzające, że chce się nam ograniczyć wolność słowa tylko dlatego, że głosimy poglądy, które nie wszystkim się podobają. Rządowi też nie wszystko się podoba, co głosi opozycja, ale rząd nie ogranicza wolności słowa opozycji. Opozycji też nie podoba się wszystko, co głosi rząd, ale opozycja nie domaga się ograniczenia wolności słowa dla rządu. Wegetarianom też nie wszystko się podoba, co głoszą mięsożercy, ale wegetarianie nie domagają się ograniczenia wolności słowa dla mięsożerców. Mięsożercom też nie wszystko podoba się, co głoszą wegetarianie, ale mięsożercy nie domagają się ograniczenia wolności słowa dla wegetarian. Adwokatom też nie wszystko podoba się, co głoszą prokuratorzy, ale adwokaci nie domagają się ograniczenia wolności słowa dla prokuratorów. Prokuratorom też nie wszystko podoba się, co głoszą adwokaci, ale prokuratorzy nie domagają się ograniczenia wolności słowa dla adwokatów. Ekologom też nie wszystko podoba się, co głoszą antyekolodzy, ale ekolodzy nie domagają się ograniczenia wolności słowa dla antyekologów. Antyekologom też nie wszystko podoba się, co głoszą ekolodzy, ale antyekolodzy nie domagają się ograniczenia wolności słowa dla ekologów. Dlaczego więc oś sporu katolicy-ateiści ma być jakimś wyjątkiem? Dla mnie to oczywiste, że wolność słowa jest po to by dyskutować ze swoją opozycją, a nie jej przytakiwać i słodzić. Inne grupy społeczne też oskarżają swoje opozycje o posiadanie błędnych i szkodliwych poglądów, ale inne grupy nie domagają się blokady swojej opozycji. Pond to każda grupa też jest czyjąś opozycją, choćby swojej opozycji.

Rozumiem, że Kościół nie uznaje relatywizmu. Ja też go nie uznaję, ale ja go nie mylę z pluralizmem, który jest fundamentem demokracji. Czy więc Kościół i katolicy są przeciwko demokracji?

Wracając do pytań głównych. Jaki jest stosunek Kościoła i katolików do wolności słowa? Czy Kościół chciałby ograniczyć wolność słowa swojej opozycji i konkurencji? Jeśli tak, czy Kościół uważa, że rząd też powinien zablokować swoją opozycję? (to samo inne powyżej wymienione i opozycyjne do siebie grupy)

Odpowiedź:

Kościół jest jak najbardziej za wolnością słowa. Oczywiście w granicach prawa moralnego, regulowanego przez ósme przykazanie. W kontekście dyskusji publicznej szczególnie należałoby zwrócić uwagę na to, by nie posługiwać się oszczerstwem. Czyli  nie przedstawiać jako prawdę jakichś rzekomych faktów, które stawiałyby bliźniego w złym świetle.  Należałoby też mocno wystrzegać się rzucania na bliźnich złych podejrzeń.

W kontekście, o który pytasz zastrzeżenie może budzić hasło "Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę". Bo może ono sugerować, że wierzący są mordercami i złodziejami, a niewierzący nie. Do hasła "Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam" trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Tyle że odpowiadający by się i pierwszym hasłem nie oburzał. Bo nie warto ukrytą w haśle sugestią się przejmować. I tak ogólne hasło trudno też traktować jako oszczerstwo. Przecież wiadomo, że wśród chrześcijan są i zabójcy i złodzieje. Podobnie zresztą jak wśród niewierzących.

Więcej. Gdy człowiek uczciwie robi rachunek sumienia wie, że nawet jeśli nikogo nie zabił czy nie pobił, to przecież słowami też można bliźniego mocno zranić. Czasem nie do końca tego chcąc. Nawet gdy jest się tak uczciwym, że płaci się abonament radiowo-telewizyjny zawsze jeszcze rodzi się pytanie, czy przypadkiem nie jestem skąpym nadzorcą dóbr, którymi z wielkim pożytkiem mógłbym podzielić się z potrzebującymi, np. chorymi którzy nie maja pieniędzy na leczenie.

W sprawie plakatów trzeba jednak powiedzieć: dopóki nie zostaną przekroczone jakieś granice przyzwoitości jako wierzący nie powinniśmy próbować zamykać ust środowiskom niewierzących jakimiś środkami prawnymi czy administracyjnymi. To nie ma sensu. Nie trzeba się takich plakatów bać.  Trzeba podjąć dyskusję. Niekoniecznie plakatową. I trzeba nie stracić z oczu sensu takiej dyskusji. Bo przecież nie jest nią wdeptanie przeciwników w ziemię, ale doprowadzenie ich do Chrystusa...

No i jeszcze jedno. W sumie to powinniśmy się cieszyć, że nas trochę atakują. Tyle bez problemu możemy dla Jezusa pocierpieć. Najważniejsze zaś, że w tych plakatach nie ma tego, na co na pewno powinniśmy zareagować: bluźnierstwa. Kiedy nas troszkę poszturchają, ale szanują nasze świętości, nie ma nad czym rozdzierać szat.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg