Gość 07.08.2012 09:01
Witam:)
Mam taki problem w mianowicie nie daje mi spokoju fakt że poddałem się czwartego dnia na pielgrzymce(17 lat). Do domu przywieźli mnie rodzice. Nie mogłem już chodzić, miałem ogromne pryszcze i obolałe nogi. Jest mi z tym faktem bardzo ciężko bo myślę że zawiodłem samego Pana Boga i Najświętsza Matkę Bożą a przede wszystkim samego siebie. Napewno poddałem się też psychicznie. Może i szedłem z koleżanką ale ona miała też swoje i tak naprawdę wędrowałem samotny. W tej samotności próbowałem również odnaleźć Boga. Niestety jest jak jest. Proszę bardzo o wskazówki do dalszego zrozumienia mojej upadłości i przede wszystkim pocieszenia bo niestety poddałem się:( za szybko.
Proszę o odpowiedz.
Szczęść Boże!
Każdy podejmowany trud dla Boga jest dla niego darem, z którego się raduje. To nie najważniejsze, że nie doszedłeś, ale że wyszedłeś z domu potrafiłeś się dla Niego poświęcić. Ważne, żeby te kilometry, które udało Ci się przejść ofiarować Bogu w jakieś Twojej konkretnej intencji. To doświadczenie jest pewnym rodzajem ćwiczeniem Twojego charakteru: czy również w niepowodzeniu będziesz kochał Boga? Przecież teraz dalej możesz rozwijać swoja wiarę. Bóg na pewno nie jest Tobą rozczarowany, to Ty uważasz, że Twój honor ucierpiał (choć ja twierdzę, że tak nie jest). Głowa do góry;)
XMP