Gość 07.07.2012 15:01
Szczęść Boże!
Zwracam się z dość istotnym pytaniem, na które nie uzyskałem jasnej i przekonywującej odpowiedzi na forach internetowych (w tym katolickich)...
Zastanawiam się nad problematyką masturbacji i tym, dlaczego uznaje się ją za grzech. Jako ochrzczony w imię Jezusa Chrystusa staram się wypełniać wszystkie nakazy biblijne i zalecenia Stolicy Apostolskiej i soborów powszechnych.
Niestety nie potrafię pojąć, dlaczego masturbacja jest uznawana przez kościół Katolicki za tak wielki grzech?
Często czytam Biblię, więc posłużę się cytatami...
"Czyny wywodzące się z ciała są znane: cudzołóstwo, nieczystość, rozpusta (...) ci, którzy takie czyny popełniają, królestwa Bożego nie odziedziczą" (Ga 5,19-21) oraz "Onan (...) czynił źle zrzucając nasienie na ziemię (...) czyn ten nie podobał się Jahwe" (Rdz 38,9-10).
W tych fragmentach jasno dowiadujemy się, o źle, które pociąga za sobą masturbacja. Ale czy zawsze jest grzechem ciężkim, grzechem śmiertelnym? Rozumiem masturbację jako grzech w przypadku zaspokajania się dorosłych mężczyzn... Ale czy rzadkie pozwalanie sobie na tego rodzaju czyn w przypadku młodzieńców w czasie dorastania jest aż tak ciężkim przewinieniem? Czy raczej lekkim nieposłuszeństwem wobec Boga, biorąc pod uwagę fakt, iż nie krzywdzimy żadnego z bliźnich podczas aktu masturbacji...?
Moje pytanie brzmi - czy można się masturbować (bez włączenia do tego pornografii) i uznać to za grzech lekki, jeżeli zdarza się to kilka razy w tygodniu?
"...Każdy mężczyzna, mający upływ z ciała, jest z tego powodu nieczysty." (Kpł 15,2) oraz "Mężczyzna, który miał wylew nasienia, ma umyć w wodzie całe ciało; a nieczysty będzie do wieczora" (Kpł 15,16)
Mojżesz w Księdze Kapłańskiej mówi o nieczystości trwającej do wieczora. Czy ma to odniesienie do masturbacji? Czy kolejnego dnia po masturbacji jest się wolnym od grzechu śmiertelnego?
W Katechizmie Kościoła katolickiego tak czytamy:
Przez masturbację należy rozumieć dobrowolne pobudzanie narządów płciowych w celu uzyskania przyjemności cielesnej. Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym. Bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie narządów płciowych poza prawidłowym współżyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości. Poszukuje się w niej przyjemności płciowej poza relacją płciową, wymaganą przez porządek moralny, która urzeczywistnia w kontekście prawdziwej miłości pełny sens wzajemnego oddawania się sobie i przekazywania życia ludzkiego.
Dalej czytamy:
W celu sformułowania wyważonej oceny odpowiedzialności moralnej konkretnych osób i ukierunkowania działań duszpasterskich należy wziąć pod uwagę niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe lub inne czynniki psychiczne czy społeczne, które mogą zmniejszyć, a nawet zredukować do minimum winę moralną.
Jak więc to jest? Małe przypomnienie podstaw.
Oceniając moralność jakiegoś czynu zawsze bierze się pod uwagę kilka spraw. Najpierw materię czynu czyli co się konkretnie zrobiło czy planuje zrobić. Pójść w niedzielę na Mszę nie jest żadnym złem, wiec też raczej nigdy nie będzie grzechem (chyba dla bardzo pokręconych motywacji). Podobnie jak odwiedzenie chorego przyjaciela. Natomiast zabranie komuś bez zgody jego rzeczy - np roweru - już jest pewną krzywdą wyrządzoną bliźniemu. Podobnie jak określenie go uznanymi powszechnie za obraźliwe epitetami. W pierwszych dwóch wypadkach w ogóle więc nie rozpatrujemy, czy był grzech i jaki, natomiast w dwóch kolejnych już wiadomo: to mogło być jakieś zło.
Mogło, niekoniecznie było. Zabranie komuś roweru zazwyczaj jest kradzieżą. Ale nie musi. Np. gdy ktoś bierze bez pytania rower, bo musi szybko zawiadomić pogotowie o wypadku, a potem rower zwraca. Albo - inna sytuacja - gdy lekarz kroi brzuch bliźniego, by uratować mu życie. Oceniając moralność jakiegoś czynu często więc też trzeba brać pod uwagę intencje. Oczywiście to nie jest tak, że czyn z natury swojej zły przez intencje stanie się dobry. Zdrada małżeńska dla pocieszenia samotnej koleżanki mimo niby szlachetnych intensji i tak będzie zła. Ale czasem te intencje niejako zmieniają charakter czynu. Nie mówimy wtedy np. o kradzieży roweru, ale szybkim powiadomieniu pogotowia, nie mówimy o rozcięciu brzucha, ale ratującej życie operacji.
Tak oceniamy czyny ogólnie. Jednak oceniając czyn konkretnej osoby trzeba jeszcze uwzględnić dwie sprawy: świadomość i dobrowolność czynu.
Co znaczy świadomość? Człowiek musi być przede wszystkim świadomy, że coś robi. Działanie przez sen, choć może być złe, grzechem nie będzie, bo brak tu decyzji człowieka, nie ma świadomości czynu. Ale uwaga: działanie pod wpływem alkoholu i narkotyków już nie zwalnia z odpowiedzialności za złe czyny. Dlaczego? Bo człowiek wiedząc o ich działaniu nie powinien ich nadużywać (czy w przypadku narkotyków w ogóle używać). Skoro ich użył, jest zasadniczo odpowiedzialny za to, co pod ich wpływem zmajstrował (już nie wchodzimy w rozważania na temat tego, czy ktoś nie wiedział i upił się pierwszy raz czy tez robi to częściej).
Po drugie, człowiek musi mieć nie tylko świadomość że działa, ale że to co robi, jest złe. Np. ktoś wchodzi do domu i stwierdza, że nie ma prądu. Sprawdza bezpieczniki i widzi, że są wyłączone. Włącza je. A tu okazuje się, że w drugim końcu domu elektryk naprawiał piec i kopnął go prąd. ten, który włączył prąd wiedział, że działa. Ale nie miał świadomości, ze włączenie prądu w tych okolicznościach będzie czymś złym. Nie pomyślał... Podobnie może być z zaproponowaniem koleżance, którą boli głowa leku na który jest uczulona. Człowiek nie wiedząc, ze robi coś złego nie popełnia grzechu...
No i - jak wspomniano wyżej - trzeba jeszcze dobrowolności czynu. Brak dobrowolności może się brać z przymusu zewnętrznego - np. szantaż - albo wewnętrznego - np. nałóg. Oczywiście zawsze trzeba rozważyć, na ile faktycznie przymus determinował wolę. Np. groźba musi być poważna, niebezpieczeństwo jej spełnienia wielkie. W przypadku przymusu wewnętrznego trzeba zapytać, co ów człowiek robi ze swoim nałogiem, czy się leczy, ale zasadniczo w ocenie moralnej czynu trzeba też ową dobrowolność czynu brać pod uwagę. Bo np. podjęcie jakiegoś złego działania pod wpływem silnego strachu, choć niekoniecznie zwalnia zupełnie z odpowiedzialności za czyn, może stanowić okoliczność łagodzącą...
Jak to jest z masturbacją? W Katechizmie napisano, że z zasady jest grzechem ciężkim. Czyli że materia tego czynu jest poważna. I to bez względu na intencje. Może się jednak zdarzyć, że u konkretnego człowieka jakiś konkretny czyn nie będzie grzechem ciężkim ze względu na brak pełnej dobrowolności czynu. Czy to z powodu niedojrzałości, czy z powodu trwania w nałogu mimo uczciwych starań porzucenia go...
Jak jest w Twoim przypadku? Masturbacja to poważne zło. Potrafi pokiereszować późniejsze życie w małżeństwie, jest furtką do popełniania innych grzechów przeciwko 6 przykazaniu. jest jak ogień, któremu nie należy pozwalać się rozprzestrzeniać, ale który trzeba stłumić w zarodku. Być może jesteś niedojrzały, być może nie wiesz co robisz, być może brak Ci rozumu by to zło ogarnąć albo woli, by nad płciowością zapanować. Ale chcesz się tak usprawiedliwiać? Chcesz mówić samemu sobie: jestem niedojrzały, jestem małym dzieckiem, które nie potrafi jeszcze odpowiadać za swoje postępowanie?
Jeśli chcesz, to porozmawiaj ze spowiednikiem. Poza spowiedzią trudno decydować, że ktoś na tyle uczciwie pracuje nad sobą, że jakiś jeden czy drugi akt masturbacji nie jest u niego grzechem ciężkim. Odpowiadający radziłby Ci jednak nie szukać usprawiedliwienia, ale wziąć się do pracy nad sobą...
J.