Gość77 09.05.2012 19:23
Szczęść Boże!
1.Dwa tysiące lat temu ludzie spotykali Jezusa. Jeśłi tylko wierzyli i tego bardzo pragnęli On ich uzdrawiał, odpuszczał grzechy itp. Dziś z Jezusem spotykamy się w Eucharystii pod postacią chleba. Ludzie w modlitwie proszą, pragną i mają nadzieję, że otrzymają potrzebne im łaski uzdrowienia duszy i ciała. Dlaczego więc przyjęcie Ciała Pana Jezusa - samego Boga do serca nie uzdrawia nas?
W Piśmie Świętym pisze: "błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli". Ale czy to nie jest tak, że ludzie odchodzą od Boga bo po prostu nie wystarcza im monolog podczas modlitwy albo słowa zapisane w Piśmie Świętym i nawet pokarm Eucharystyczny? To przypomina trochę wirtualny kontakt z Bogiem. Weźmy na ten przykład dziecko. Ono potrzebuje bezpośredniego kontaktu ze swoimi rodzicami. Nie wyobrażam sobie jak mogło by ono funkcjonować gdyby rodzice kochali go... na odległość. Albo też nie wyobrażam sobie miłości między dwojgiem ludzi, która miała by opierać się na liścikach, smsach, rozmowach telefonicznych bez fizycznego spotkania, bliskości, zwyczajnego bycia ze sobą i rozmowy twarzą w twarz. Taka znajomość w żadnym wypadku nie przetrwa.
3.Czy zgoda na wypełnienie woli Bożej to to samo co pójście za głosem serca? Np. jeśłi nie czujemy uczucia fascynacji drugą osobą, nie jesteśmy w niej zakochani to związanie się z taką osobą byłoby niezgodne z wolą Bożą i własnym przekonaniem, pomimo iż ta osoba obdarza mnie uczuciem?
Proszę o wyjaśnienie moich dylematów.
Myślę, że czas gdy Jezus był na ziemi był czasem szczególnym. Takim czasem wielkiego rozlania się łaski. Ten czas jest mocno i geograficznie i historycznie ograniczony. Tylko mieszkający dwa tysiące lat temu w Palestynie mogli Jezusa spotkać. Ale co znamienne, wielu także te wielkie cuda i to że słyszeli Jezusa na własne uszy (bo znacznie mniej ludzi miało chyba okazję z Jezusem osobiście rozmawiać) nie dało wiary....
Nam trudniej... Niekoniecznie. Za nami stoi 2000 lat doświadczenia. Ludzie współcześni Jezusowi mogli być bardzo Nim zaskoczeni. Mogli brać go za szarlatana, bo przecież trochę jednak wywracał to, w co dotąd Żydzi wierzyli. My widzimy już owoce, jakie przyniosło to, co zrobił. A wielu z nas wychowało się w duchu Jego nauki i przyjmujemy wiarę jako coś zupełnie naturalnego...
Dlaczego nie ma cudów... To trudne pytanie. Podejrzewam, że przyczyn może być więcej. Najważniejszą chyba jednak jest... nasz brak wiary. Myśmy się przyzwyczaili, że ich nie ma. I wydaje nam się, że ich być nie może. Gdzie pojawia się wiara, że mogą się dziać, tam i się dzieją. Przykładem wspólnoty charyzmatyczne, różne Msze o uzdrowienie itd.
Inna rzecz, że nie wszystko musi się dziać po naszej myśli. Czasem trzeba się pogodzić z tym, co nieuchronne. Wszyscy z tych, których Jezus uzdrowił, a nawet ci, których wskrzesił, w końcu umarli. Cuda, owszem, zdarzają się, ale nie ochronią w każdej sytuacji i na zawsze. Trzeba też umieć powiedzieć Bogu "nie moja, ale Twoja wola niech się stanie".
Nieco przekornie muszę jednak coś jeszcze dopowiedzieć. W moim życiu wydarzyło się mnóstwo cudów. Może powinienem uznać je za naturalna kolej rzeczy, ale to byłaby niewdzięczność. Prosiłem i otrzymywałem. Dowody? Niedowiarków nikt nie przekona... Ale...
Parę lat temu coś mi się z zrobiło z kostką. I to w nodze, którą dwadzieścia lat temu paskudnie złamałem i z którą, wskutek lekarskiej partaniny mam nieustający problem. Lekarz, który mnie oglądał na ostrym dyżurze natychmiast wezwał ortopedę. Ortopeda pokręcił głową i stwierdził, ze nie wie co się stało, bo staw skokowy tak nie wygląda. Zdziwił się, ze grałem w siatkówkę, bo - jak stwierdził - wedle tego, jak go uczyli, nie powinienem umieć. Najbardziej jednak zdziwił się, że chodzę po górach. "Znów się czegoś nauczyłem; doświadczenie przeczy czasem wiedzy medycznej" - stwierdził filozoficznie. Jak mam nie wierzyć, ze to iż normalnie chodzę nie jest wynikiem wysłuchania modlitw?
A co do tego, żeby Boga widzieć, słyszeć... Niedowiarek wyśle mnie do psychiatry, ale mam wrażenie, że Bóg dość często mi odpowiada. Oczywiście nie słyszę głosów. Czasami jest to jakaś nagle rodząca się i przynosząca pokój myśl, czasami jakieś zdanie z Pisma świętego, które nagle zyskało dla mnie świeżą treść, czasami słowo czy gest bliźniego, a czasami jakieś wydarzenie. Jak mam mówić, ze Bóg mi nie odpowiada? Jasne, ta odpowiedź jest subtelna, nieuchwytna. Ale jest. To trochę jak wyznanie miłości. Można powiedzieć "kocham Cię'. Jasna deklaracja, wszystko jasne. Ale można te miłość okazywać całym życiem. Ten drugi sposób, przynajmniej w stosunku do mnie, wybrał Bóg...
Co jest wolą Bożą... Znasz przykazania? Ich wypełnienie jest zgodne z wolą Bożą. Zwłaszcza wypełnienie przykazania "miłujcie się wzajemnie jak ja was umiłowałem". To nie pusty wymysł. To samo powiedział Jezus człowiekowi, który pytał go o sposób na osiągnięcie życia wiecznego.
Jak to odnieść do relacji między kobietą a mężczyzną? Chyba się nie da. Bóg zostawia Ci w tym względzie swobodę wyboru. Czy wybierzesz tego, czy innego, on Twój wybór w sakramencie małżeństwa pobłogosławi. I na pewno nie będzie Ci wypominał, że miałaś się związać z kimś innym. Jego wola jest, byśmy prowadzili prawe życie. Z innych spraw rozliczać nas nie będzie.
Ale... Jaka jest różnica między fascynacja a zakochaniem? Zdaniem odpowiadającego to właściwie to samo. Chyba się trochę w tym względzie oszukujesz ;)