Manitou 26.04.2012 14:14

Witam.
Ostatnio przeżyłam najbardziej stresującą spowiedź w całym moim życiu.
Ogólnie - postanowiłam w końcu wyznać coś, co zawsze zatajałam, bo się wstydziłam. Chciałam w końcu odbyć ważną spowiedź i opowiedzieć o wszystkim tak jak było i tak jak należy. Już sam ten fakt sprawiał, że bardzo się denerwowałam.
Po przyjściu do kościoła, gdy czekałam na swoją kolej, słyszałam bardzo dokładnie wszystko, co mówią osoby, które spowiadają się w danej chwili, mimo że wcale nie nasłuchiwałam, wręcz przeciwnie, starałam się nie słuchać. Po prostu taka akustyka. Kiedy była moja kolej, starałam się mówić jak najciszej, ale okazało się, że ksiądz jest niedosłyszący (!) i, jak gdyby nigdy nic, poprosił mnie, żebym mówiła głośniej. Postanowiłam, że zaryzykuję, w kościele akurat nie było nikogo z moich znajomych, a bałam się, że drugi raz się nie zbiorę. Mówiłam naprawdę głośno, ale ksiądz w ogóle mnie nie słuchał. Zaczęłam mówić o bardzo poważnych grzechach i o tym, że je zatajałam i że przyjmowałam w takim stanie komunię, ale ksiądz w pewnym momencie mi przerwał i zapytał, czy modlę się codziennie rano i wieczorem. Trochę mnie to zbiło z tropu, ale odpowiedziałam, że tak. Ksiądz milczał więc zaczęłam znowu mówić o moich grzechach, ale wtedy znowu mi przerwał i zapytał, czy nie kłócę się może z kolegami i koleżankami. Myślałam, że się rozpłaczę - bałam się strasznie, oczekiwałam ostrej reprymendy a ksiądz w ogóle nie odnosił się do tego, co mówiłam. W międzyczasie co najmniej trzy razy mnie zapytał, czy jestem mężatką i czy mam małe dziecko, mimo że już na wstępie powiedziałam mu, że jestem uczennicą, odpowiadałam za każdym razem cierpliwie, a moje grzechy nie miały z tym nic wspólnego. Gdy udzielał mi pokuty, skupił się głównie na tym, że powinniśmy kochać swoich bliźnich. Ja rozumiem, że to ważny aspekt, ale czy nie powinien przypadkiem chociaż minimalnie odnieść się w pouczeniu do moich grzechów? Mam wrażenie, że w ogóle nie rejestrował tego, co mówiłam, jakby przeprowadzał spowiedź według własnego schematu i nie słuchał w ogóle co mówię, mimo że naprawdę mówiłam głośno i wyraźnie, mimo pełnej świadomości, że cały kościół mnie słyszy.

Czy powinnam iść do spowiedzi jeszcze raz, tak żeby dostać rozgrzeszenie za to, z czego rzeczywiście usiłowałam się wyspowiadać, a nie tylko za poboczne grzechy, za które też bardzo żałuję, ale nie są moim głównym problemem?

Odpowiedź:

Sytuacja faktycznie dziwna ;). Ale jeśli wszystko wyznałaś jak należy - powiedziałaś o tajonych grzechach i o wszystkich ciężkich, które w międzyczasie od ostatniej spowiedzi się zdarzyły - to spowiedź była ważna. Bo tak naprawdę nie jest istotne, czy ksiądz usłyszał, ale czy Ty szczerze grzechy wyznałaś. Tu było szczere wyznanie. I nawet narażenie się na to, że usłyszą Cię oczekujący na spowiedź...

Zresztą...

Czasem spowiednicy celowo robią coś podobnego. Człowiek mówi o poważnych - jak mu się wydaje - sprawach, a on się do nich wcale nie odnosi tylko spyta o jakiś drobiazg. A pouczenie o Bożej miłości. To wcale nie jest głupie. To pokazanie grzesznikowi - takiemu, który spowiada się cały zawstydzony i przerażony - że  z perspektywy Bożego miłosierdzia ich grzech niewiele znaczy. Czasami chodzi po prostu o to, żeby człowiek nie koncentrował się na tym grzechu, ale zobaczył swoje życie w szerszej perspektywie...

Zawsze dla spokoju możesz też o ważność spowiedzi spytać spowiednika.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg