Gość 22.03.2012 22:13
W dzisiejszych czasach dużo się mówi o zbuntowanych nastolatkach, burzy hormonów wieku młodzieńczego i konflikcie pokoleń. Sam z niepokojem obserwuję otaczająca rzeczywistość, że wszystko to idzie w jakąś złą stronę. Z drugiej strony słyszę głosy, że przez wszystkie wieki istniała przepaść międzypokoleniowa i zawsze ci starsi patrząc na młodszych powtarzali "za naszych czasów to czy tamto było nie do pomyślenia", a mimo to świat się jakoś nie zawalił. Mam dopiero 26 lat i niezbyt dużo doświadczenia życiowego. Zastanawia mnie, czy ten cały konflikt pokoleń i bunt wieku nastoletniego to rzeczywiście prawidłowość, czy wybryk kultury naszych czasów. Bo przecież grzechu nie można do końca tłumaczyć naturą człowieka, bo wchodzimy w dziwny determinizm.
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że ja okres dojrzewania przeszedłem w porównaniu do moich rówieśników nadzwyczaj spokojnie. Bunt? - to słowo jest mi w zasadzie obce. Nigdy nie zdarzyło mi się wejść w otwarty konflikt z rodzicami czy nauczycielami w szkole. Nie miałem w zwyczaju pyskować, czy podnosić głos na rodziców. Relacja między mną a nimi była dobra i pozostaje taka nadal. Nie oznacza to, że było idealnie, bo nie zawsze zgadzałem się ze wszystkim, co mówili i robili moi rodzice, ale nigdy nie było z tego powodu w domu żadnych wojen, trzaskania drzwiami i cichych dni. Mam wrażenie, że jestem pod tym względem jakimś ewenementem. Kiedyś nawet myślałem, że jestem w związku z tym jakiś dziwny, bo z kim bym nie rozmawiał spośród osób podobnych mi wiekiem, to każdy miał kiedyś jakieś ostre przejścia z rodzicami. Niektórzy nie żyją dobrze z nimi do dziś. Sam jestem młodym nauczycielem i widzę, że młodzież jeszcze bardziej niż parę lat temu jest zbuntowana i nie ma szacunku do starszych.
Chciałbym w związku z tym zapytać Odpowiadającego, jako człowieka - jak mniemam - z większym doświadczeniem życiowym ode mnie, czy bunt nastolatków, burza hormonów i konflikt pokoleń to rzecz normalna, czy też coś, czego dawniej nie było, a się pojawiło bądź nasiliło. Kiedyś usłyszałem kazanie kapłana, który od strony biblijnej wykazywał, że tzw. przepaść pokoleniowa to bzdura i nie można zła nazywać różnicą wypływającą z wieku i przechodzić z tym do porządku dziennego.
Jak to jest?
Każdy człowiek w sposób indywidualny wchodzi w wiek dorosły. Niektórzy z nas mądrze kierowani przez rodziców przechodzą ten etap bez większych problemów i potrafią się odnaleźć w nowych warunkach. Niestety nieraz dorastający człowiek pozostawiony jest sam sobie, a wtedy musi uczyć się na własnych błędach dorosłego życia. To często rodzi w nim bunt, który jest desperacka próbą znalezienia sobie miejsca a nieraz dziwnym sposobem wołania o pomoc. Wiele zależy od przykładu dorosłych, jeśli my dobrze wypełnimy rolę wychowawców to mnie będzie młodych buntowników.
XMP