DRHYD 18.01.2012 21:44
"Jak mam się otworzyć na działanie Boga w moim życiu żeby mógł On realizować swój plan względem mnie??
Odpowiedź:
Wiesz, które przykazanie jest najważniejsze? Tak, przykazanie miłości Boga i bliźniego. Otwieraj się na dobro i często stawaj przed Bogiem na modlitwie. Regularnie przychodź na Eucharystie i regularnie (przynajmniej raz w miesiącu) się spowiadaj..."
To nie ja pytałam, ale zaciekawiła mnie odpowiedź. Okej, może i to prawda, ale powiedzmy, że dużo się będę modlić i chodzić na eucharystię i znajdę męża niewierzącego. Stwierdzę, że okej, może być, ale potem wiadomo - przecież taka święta nie chcę aż być, więc pod wpływem powrotu do normalnego życia wszystko może się skończyć.
Ale jeszcze jedno - jeśli ktoś wie, że na pewno chce wziąć ślub, (tylko np. nie wiadomo z kim) to przecież tym bardziej powinien przypodobywać się bardziej tej drugiej osobie niż Bogu, bo tak pisze w Piśmie świętym. A gdy będzie ciągle przypodobywał się Bogu, to po ślubie zamiast podobać się mężowi, to żona będzie podobała się Bogu. Więc nie kapuję tej odpowiedzi.
Czy według Pana ma tak być, że najpierw czyjś przyszły mąż będzie uparcie wiele się modlić i praktykować zamiast w tym czasie zająć się sobą by spodobać się żonie, a dopiero po ślubie żona będzie miała prawo zobaczyć jaki jest naprawdę, żeby móc powiedzieć "widziały gały co brały"?
Nie kpię sobie z Pana, ale przesadna bojaźń Boża stoi w przeciwieństwie podobania się męża żonie i żony do męża. Nawet trzeci zakon ma w swych prawach zakaz noszenia biżuterii - co jest zgubne dla szczęścia obojga.
"Nie kpię sobie z Pana, ale..."... Ośmielony tym wyznaniem odpowiem odrobinę złośliwie, ale z niekłamana sympatią do osoby pytającej ;)
"Taka święta aż nie chcę być" - piszesz. A jaka? Być może inaczej świętość rozumiemy. Dla mnie święty niekoniecznie ciągle przesiaduje w kościele czy na modlitwie, ale na pewno żyje w blasku Boga. Nie musi być na Mszy codziennie. Ale co niedziela - koniecznie, bo to obowiązek. Nie musi na modlitwie spędzać długich godzin, ale trudno by regularnie opuszcza modlitwę poranną czy wieczorną. Przecież to drobiazg, który nie wpływa na to, ile czasu możemy poświecić innym sprawom. A komuś, kto znalazł Boga trudno żyć z dala od Niego. Tęskni. Potrzebuje Go na co dzień. Na pewno zaś powinien szczerze szukać dobra i chcieć odrzucać wszelkie zło.
Przykład? Choćby okazja do zemsty. Czasami nadarza się sama. Ktoś, kto szuka świętości uśmiechnie się i sobie odpuści. Bez większego żalu. Bez wielkiego zastanawiania się, jaką to zasługę zyskał u Boga. Ot, po prostu, dla samego umiłowania tego, co dobre, piękne i szlachetne...
Gdy takiemu komuś "zdarzy się" zakochać w osobie niewierzącej wcale nie zmusza go to do zmiany stylu życia. Przecież kochającemu niewierzącemu takie drobiazgi jak modlitwa nie powinny przeszkadzać. A to, ze ktoś chce być dobrym człowiekiem, tym bardziej...
No i teraz ta odrobina złośliwości. Próba przypodobania się ukochanemu/ukochanej to chyba przyczyna wielu nieszczęść. Dlaczego? Przecież to udawania. Człowiek musi naprawdę zmieniać się (na lepsze), a nie "przypodobywać się" komuś. Bo wtedy postępuje nieszczerze. Nic dziwnego, że potem człowiek czuje się drugim zawiedziony i oszukany. Udawanie w takich sprawach to paskudna rzecz...
J.