Dorota 03.11.2011 19:17
Nurtuje mnie pewna sprawa, jestem uczennicą liceum i na lekcji religii z katechetką omawiamy tematy powołania, małżeństwa, rodziny... Pani katechetka powiedziała nam ostatnio, że jeśli w małżeństwie np. mąż popełni samobójstwo (za ten czyn jest potępiony) to i jego żona też jest wiecznie potępiona, bo nie wspierała swego małżonka, nie było jej przy nim. Czy to prawda?
W takich sprawach na pewno nie ma automatyzmu. Przede wszystkim trzeba przypomnieć: ten, kto umiera w stanie grzechu śmiertelnego (ciężkiego) i nie żałuje za niego, wybiera piekło. Koniecznie trzeba jednak pamiętać o kilku sprawach.
Po pierwsze o tym, że do popełnienia grzechu ciężkiego potrzeba jednocześnie trzech warunków:
a) wielkiego zła
b) Pełnej świadomości
c) Pełnej dobrowolności czynu
Zabicie kogoś - także siebie - to na pewno wielkie zło. Wiemy już jednak dziś, dzięki psychologii, że samobójca nie zawsze działa w pełni świadomie i nie zawsze w pełni dobrowolnie. Nie w pełni świadomie, gdy np. przeżywa jakąś psychozę, gdy jest mocno pijany itd,. Nie w pełni dobrowolnie, gdy np. jest w depresji, gdy dotknęła go jakaś subiektywnie ogromna klęska. Polecamy samobójców Bożemu miłosierdziu licząc na to, ze Bóg będzie dla nich łaskawy, że zobaczy w ich postępowaniu jakieś okoliczności łagodzące surowa ocenę. Także w odniesieniu do innych grzechów, które mieli na sumieniu w chwili śmierci.
Po drugie trzeba pamiętać, że każdy człowiek aż do śmierci ma czas na nawrócenie. Między skokiem z 10 piętra a chodnikiem mija może sekunda, może dwie, ale podobno w chwili umierania czas płynie wolniej. Ci, którzy byli bliscy śmierci mówią czasem, ze w tym momencie całe życie stanęło im przed oczami. Może to właśnie czas na nawrócenie, na żal?
Po trzecie... Nie zawsze otoczenie jest winne temu, że ktoś popełnił samobójstwo. Owszem, gdyby ktoś się nad współmałżonkiem znęcał, wtedy można mówić, ze pchnął go do tego czynu, choć jego odpowiedzialność też niekoniecznie jest aż tak wielka. On też nie zawsze sobie w pełni zdaje sprawę, do jakiego stanu doprowadził swoją ofiarę. Bywa jednak, że otoczenie nie zauważa niczego, co miałoby świadczyć, że ktoś chce się zabić. Bywa, ze ktoś popełnia samobójstwo pod wpływem nagłego impulsu. A bywa i tak, że otoczenie wie o samobójczych myślach swojego bliskiego, ale nie jest w stanie pilnować go na okrągło. Np. gdy ojciec podczas obiadu idzie do kuchni dolać sobie kompotu. Naprawdę mówienie o winie współmałżonka samobójcy, to zazwyczaj mocna przesada. I chyba trzeba w tej kwestii więcej delikatności, nie kategorycznych ocen...
J.