Gość 30.10.2011 22:29
(...)
Czy naprawdę aż tak łatwo jest trafić do piekła? Po przeczytaniu wizji księdza Jana Bosko jestem przerażony. Jeśli ktoś nie chce zostać wiecznie potępionym to cieszenie się życiem wydaje się niemożliwe. Chłopcy, których na pozór czekało po śmierci niebo, mogli trafić do piekła, mimo iż wydawało się, że ich życie jest wystarczająco dobre, by osiągnąć zbawienie. Myślałem, że drobne grzechy nie zaważą na życiu po śmierci. Myślałem, że trzeba się przejmować złymi nawykami, ale mimo to można cieszyć się życiem. Że można się cieszyć życiem mimo swoich grzechów. Czy trzeba się przejmować każdą rzeczą, którą się robi i zastanawiać się czy to nie jest grzech i, czy jest to grzech lekki, czy ciężki? Myślałem, że jak ktoś prowadzi w miarę dobre życie to mimo swoich wad pójdzie do nieba. Od dziecka się masturbuję, na początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to grzech. Pózniej wiedziałem, że to grzech, ale nie spowiadałem się z tego, a pózniej mimo wyznania tego grzechu na spowiedzi wydaje mi się, że nie określiłem tego grzechu i tej sytuacji podczas spowiedzi w odpowiedni i wystarczający sposób. Ale czułem, że nie jestem w stanie tego zrobić lepiej i dokładniej, bo się bałem i wyznawałem tylko szybko ten grzech i nie podawałem ile razy go popełniłem. A w wizji księdza Bosko jest napisane, że jeśli któryś z chłopców nie wyznał tego grzechu na spowiedzi w odpowiedni sposób, że jeśli nie podał ile razy go popełnił to czekało go wieczne potępienie. Myślałem, że moje życie jest w miarę dobre i, że w pewnym momencie stało się lepsze niż było wcześniej (po wyznaniu grzechu masturbacji) i, że gdybym teraz umarł to poszedłbym do czyśca, ale po przeczytaniu tej wizji wydaje mi się, że tak nie jest i, że jeśli bym teraz umarł to trafiłbym do piekła.
Kościół uczy: (KKK 1033) Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym: "Kto... nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego" (1 J 3, 14 c-15). Nasz Pan ostrzega nas, że zostaniemy od Niego oddzieleni, jeśli nie wyjdziemy naprzeciw ważnym potrzebom ubogich i maluczkich, którzy są Jego braćmi. Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem "piekło".
Proszę zwrócić uwagę: umrzeć w grzechu śmiertelnym nie żałując za niego. To nie jest tak, że Bóg chce człowieka potępić. Chce go zbawić. Więc nie szuka na siłę powodu, żeby pogrążyć człowieka w piekle. Piekłem grożą grzechy ciężkie (śmiertelne) w połączeniu z brakiem żalu, a nie grzechy powszednie (lekkie) czy grzechy - nawet ciężkie - z powodu ludzkiej ułomności nie dość doskonale wyznane w konfesjonale. No i jeszcze jedno: w katechizmie napisano o samowykluczeniu z jedności z Bogiem. Grzech śmiertelny (ciężki) jest świadomym i dobrowolnym wyborem wielkiego zła (poważna, ciężka materia czynu). To jest więc świadomy i dobrowolny wybór przeciw Bogu. To naprawdę jest "samowykluczenie". Nie będzie tak, ze człowiek myślał, ze wszystko z Bogiem ma poukładane, a tu niespodzianka, bo czegoś nie dopatrzył....
Zobacz też do artykułu "Piekło za drobiazg".
J.