brzytwa 06.10.2011 19:17

brzytwa Miałam przyjaciółkę, która bardzo lubiła użalać się nad sobą. Nie wysłuchiwała przy tym moich problemów kiedy je miałam. Później zaczęła się źle odnosić do mojego narzeczonego, być ironiczna, niemiła, podenerwowana w jego towarzystwie. Przeszkadzało jej kiedy głaskał mnie po głowie, lub obejmował. Prawdopodobnie dlatego, że sama nie mogła znaleźć odpowiedniego mężczyzny, zrobiła się w tym temacie przeczulona i drażliwa.

Ostatnio dotarło do mnie, że nie bardzo mam o czym z nią rozmawiać, nie tylko dlatego, że każdy temat inny niż jej problemy traktowała lekceważąco i z niecierpliwością, ale też przez 10 lat, które się znamy dorosłyśmy i ona stała się bardzo liberalna, a ja bardziej konserwatywna.

Nie mieszkamy już w tym samym mieście, utrzymywałyśmy dość długo kontakt telefoniczny, ale ostatnio jest rzadszy. Z mojej winy. Nie wiem czy chcę jeszcze podtrzymywać tą znajomość. Nie czuję się w niej dobrze, nie ma już tej bliskości i swobody jaka panowała wcześniej w naszej przyjaźni. Czuję się lekceważona i wykorzystywana. Rozmawiałyśmy kilkakrotnie na ten temat, ale nie ma żadnej zmiany.

Czy popełniam grzech rezygnując z tej relacji? Czy zaniechałam uczynków miłosiernych wobec niej? W końcu powinniśmy nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, a urazy chętnie darować...

Męczy mnie to już dość długo, bardzo proszę o pomoc.

Odpowiedź:

Nie jest żadnym grzechem jeśli oddalamy się od ludzi, z którymi nam już nie po drodze. Gdyby faktycznie potrzebowała Twojej pomocy, to co innego. Ale jej nie potrzebuje. Skoro się już nie rozumiecie, skoro ten kontakt Cię męczy, możesz wieź rozluźnić. Przecież to nie znaczy zerwania konkatów i obrazy na resztę życia...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg