Gość 28.11.2010 10:32

Szczęść Boże,

Mam 20 lat, moje pytanie: jak rozmawiać o Kościele z ludźmi, którzy Kościół potępiają?
Mam kolegę, który twierdzi, że o Kościele wie dużo więcej niż wielu katolików, ale wie, że tam nic nie ma sensu. Uważa, że Kościół jest do niczego nie potrzebny, ale podkreśla, że to polska tradycja (chociażby chrzest, ślub kościelny, święta BN, Wielkanoc) i tylko dlatego uczestniczy kilka razy w roku w Mszy. Jest bardzo pewny w swoich poglądach. Przede wszystkim śmieszy go zakaz współżycia przed ślubem i zakaz antykoncepcji. Mówi o rzeczach, które umniejszają Kościół, np. obrońcy Krzyża, przykłady zachowań księży i najważniejsze: fakt, że wielu katolików jest obiektywnie gorszych, niż ludzie łamiący Przykazania Boże (głównie 6.) - to jest demotywujące, bo pokazuje, czym jest Kościół.

Chodzi mi o to: w ogromnej części tych zagadnień ja nie mam wątpliwości - wszystko jest dla mnie jasne i logiczne - cała nauka Kościoła, co jest po co i dlaczego, a jeśli czegoś nie wiem, to po prostu: wiara na tym polega, że tego niw wiemy, ale ufamy. Kiedyś miałem poważną debatę z tym kolegą. Właściwie tylko my zabieraliśmy głos, ale wielu ludzi nas słuchało. Wydaje mi się, że zawiodłem wtedy Boga, bo jakoś nieumiejętnie odpowiadałem - tzn. logika myślenia takich ludzi jest zupełnie inna niz moja! Nie potrafiłem pojąć zarzutu: "katolicyzm to część naszej tradycji, więc nie mamy wyboru, musimy w tym brać udział". Moja odpowiedź była: Kościół to wspólnota, a nie narzucona czy dziedziczona rzecz. Każdy musi sam zdecydować. A on ciągle to samo, że nie mamy wyboru, bo to już są takie uwarunkowania, że jak będzie miał dziecko, to je ochrzci, żeby nikt nie gadał. Ja mu na to, że przecież będzie się wyrzekał szatana i zobowiązywał wychowywać dziecko w wierze katolickiej. On na to, że dla niego to nic nie znaczy, że dla większości tych ludzi to nic nie znaczy. A ja: to przez takich jak on Kościół traci swój autentyzm, bo ludzie widzą, że niby katolik, a tu jawnie łamie Przykazania - bez żadnych oporów.

To jest dla mnie logiczne, ale on ciągle powtarzał swoje. Ludzie tego słuchali, ja chyba przegiąłem. Ta rozmowa dotyczyła wielu jeszcze rzeczy, ale nie będę tego wszystkiego tu pisał. Mój problem to, jak rozmawiać z takimi ludźmi? Ja po prostu nie rozumiem sposobu ich myślenia, bo jest zupełnie inny od mojego. I ci ludzie którzy sie przysłuchiwali - to była, jak walka o nich, a ja chyba przegrałem, a byłem jedynym narzędziem Boga w pobliżu (dziwnie to ująłem). Jak rozmawiac?

Proszę o pomoc!!!!!!!!!!!!!!!

Odpowiedź:

Doświadczenie z serwisu Zapytaj skłania mnie do wskazania, że czasem trzeba pytanie zupełnie inaczej sformułować. Dlaczego? Czasem w pytaniu zawarte są już jakieś nieprawdziwe tezy, złośliwe insynuacje. fałszywe założenia. Trzeba spojrzeć szerzej. W tym konkretnym wypadku słabym punktem tez Twojego kolegi wydaje się przymus trwania w tradycji. 

No bo zobacz: taki mądry, światły, tyle wie, a kieruje się jakimiś zabobonnymi gusłami, do których nie ma przekonania. Biedny, zniewolony ;)

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg