P&M 11.11.2010 15:20
Moje pytanie jest dosyć skomplikowane. Może najpierw wyjaśnie mój dylemat, a na koniec zadam pytanie.
Ostatnio pokazywany jest w kinach film oparty na faktach "jedz, módl sie, kochaj", bohaterka filmu pewnego dnia stwierdza, że nie robi tego co chciała robić wcześniej (podróże, spełnianie siebie itd.). Konsekwencją jej przemyśleń był rozwód z mężem (doszła do wniosku, że może on ją ogranicza) i wyjazd "w świat". Szczezrze przyznam, że film ten bardzo jakoś załamał moje podejście do małżeństwa. Jako osoba wierząca, praktykująca i ufająca sakramentom poczułam sie troche zagubiona. Może to tylko głupi film, może moja wiara nie jest tak stabilna, ale poczułam we wnętrzu lęk, iż jeśli człowiek, nie czuje sie spełniony w małżeństwie, lub szuka przygód to wystarczy mu rozwód i wycieczka w nieznane. Moje zdanie było zawsze takie, iż to małżeństwo ma rozwijać i to z mężem można jechać w świat, mimo iż jestem straszna indywidalistką i po części egoistką. Jestem w ciąży i spędzam ostatnio bardzo dużo czasu w domu, i siła rzezcy czuje, że troche mało robie i sie realizuje, film ten bardzo mnie zasmucił. Czy rzezcywiscie by odkrywać siebie, to należy zostawić męża i jecahc w świat? Też mam czasem uczucie, że moje życie będzie teraz standardowe, że będe miała dziecko i siedziała z nim w domu a tak kocham podróże. Też czasem kłóce sie z mężem i mam go dosyć, ale to chyba nie powód by zaraz patrzeć w taki sposób jak bohaterka filmu - Nie ciekawie to znikam. Skąd czerpać, siły i jak odnależć to poczucie, że raz obrana droga jest nam po coś dana i nie należy jej zmieniac od tak sobie..?
Realizować się, choćby przez pracę czy podróże, można też mając męża i dzieci. Trzeba na to więcej pieniędzy, ale nie jest to wykluczone. Ale...
Dobre zarobki, ciekawe podróże to stanowczo za mało, żeby powiedzieć o sobie, że się siebie zrealizowało. Po co to wszystko? Co to daje, że ktoś zjeździł pół świata? Czy przez to ten świat stał się choć trochę lepszy? Czy powstała na nim jakaś nowa jakość? Samo z siebie zwiedzanie, podobnie jak inne sposoby korzystania ze świata, rodzą pustkę. Nie samorealizację.
Chyba już lepiej realizować się przez rodzinę. Czy widok szczęśliwego męża u Twojego boku nie daje radości? Czy uśmiech dziecka nie jest wspaniała nagroda za trud? To sprawy podstawowe. Naprawdę. Komuś, kto to ma, może się wydawać, że bez tego były szczęśliwy. Ale to nieprawda. Chyba że zrealizuje się w innej służbie dla drugiego człowieka. Jak księża, wychowawcy w domach dziecka czy lekarze....
Piszę to jako człowiek, który sporo zwiedził. Szukanie w tym szczęścia to naprawdę - jak powiedział Kohelet - pogoń za wiatrem...
J.