Daabin 12.06.2010 23:36
Witam,
Pisałam już wcześniej i chciałabym kontynuować temat mojego małżeństwa, bo ta sprawa nie daje mi spokoju. Chodziło o zachowanie męża krótko po slubie i te sms-y do byłej miłości.
Trudno, naprawdę trudno mi z tym żyć. Wszystko widzę teraz inaczej, niż przed ślubem. W czasach narzeczeństwa mąż organizował spotkania ze znajomymi, wsród tych znajomych była wspomniana osoba. Teraz wiem, że robil to celowo, by ją tylko widzieć (juz wtedy zamężną kobietę z dwójką dzieci). Zaczynam podejrzewac, że kochał tamtą, coś może było- tego nie wiem, może go nie chciala ale on jej nie zapomniał i nadal o niej myśli. Małżeństwo to tylko przykrywka- znalazł sobie sposób na przetrwanie. Tak to teraz niestety widzę. Gdybym tylko wcześniej o tym wiedziała, nie wchodziłabym w to małżeństwo. Teraz jestem tego pewna. W ogóle nie czuję jego miłości do mnie. Wcześniej probowałam sobie tłumaczyć, że taki jest, że nie lubi okazywać uczuć. Jedank czytając te sms-y wyszło, że jednak jest zdolny do wprost mówienia o miłości. W czasach przezd ślubem chciałam co nieco wiedzieć o jego przeszłości a przede wszystkim to, z kim się spotykał. Nigdy jednak nie chciał jasno mówić, wręcz irytowały go te pytania. Sam nie pytał mnie o byłe związki, bo nie chciał żebym i ja go pytała. Nie naciskałam zbytnio, twierdziłam że pewnie nie ma o czym mówić albo nie chce wracać do przeszłości. Był to drażliwy dla niego temat.
Teraz ja czuję się oszukana, zraniona i niekochana. Zawsze bardzo ostrożnie podchodziłam do tematu miłości, bo sama przeżyłam miłośc nieodwzajemnioną. Cieszyłam się zainteresowaniem kilku osób ale nigdy nie robiłam nikomu złudnych nadziei. Zawsze starałam się być uczciwą, bo sprawa uczuć jest sprawą delikatną. A tutaj spotyka mnie coś takiego. Pytam dlaczego?
Od tamtego czasu moje życie bardzo się zmieniło. Stałam się podejrzliwa, czasem nie do zniesienia a to wszystko na jego życzenie. Gdybym była pewna jego miłości, nie robiłabym tego. Mamy jedno dziecko i nie mam zamiaru mieć ich więcej. W ogóle moje małżeństwo nie wiem czy jeszcze istnieje.
No jak z tym żyć pytam??? Czy ja nie zasłużyłam na miłość?
Dziękuję za odpowiedź
Kiedy dwa lata temu podczas gry w siatkówkę coś się zrobiło nie tak z moją nogą lekarz długo nie mógł się napatrzyć na rentgena. Wedle jego wiedzy tak wyglądający staw nie umożliwia gry w siatkówkę. A jednak. A wszystko przez to, że kilkanaście lat wcześniej jakiś lekarz źle się zabrał na moją złamaną wtedy nogę. Doskwiera mi to. Uniemożliwia grę w ukochana piłkę nożną (próbowałem kilka razy) i mocno utrudnia chodzenie po górach. Zwłaszcza w Tatrach trzeba uważać. I co?
Ano nic. To moja odpowiedź na Pani pytanie "czy nie zasłużyłam na miłość". Zasłużyła Pani. Podobnie jak ja zasłużyłem na lekarza fachowca, który by nie wkładał mi do gipsu wybitej ze stawu stopy. Ale cóż poradzić? Stało się jak się stało. Rozpamiętywanie, jak by mogło być, gdyby się nie stało, i tak niczego nie zmieni. Po latach mam nawet pewne podejrzenie co do tego, dlaczego Bóg to na mnie dopuścił. Nie wiem wprawdzie, co On na tą koncepcję, ale pewnie kiedyś się dowiem. Wracając do tematu - tak jak ja nauczyłem się żyć z bolącą kostką i dziękuję Bogu, że nie skończyło się gorzej, tak i Pani musi jakoś sensownie swój ból przepracować. Najgorsze co może Pani teraz zrobić, to próba cofnięcia czasu i udawanie, ze tego nieudanego (jak dotąd) związku nie było...
Co zrobić? Jak żyć? Zauważyła już Pani pewnie, ze Pani mąż to straszny palant. Ślubował jakiejś kobiecie (Pani) miłość wierność i uczciwość małżeńską, a jak się nadarzyła byle okazja, by rozpocząć romans z dawną miłością, natychmiast z tego skorzystał. Zachowuje się jak dzieciak. A skoro jest dorosły, to zamiast się czuć zdruzgotana jego niewiernością, niech mu Pani lepiej współczuje. Bo jest czego.
Kobiety dość często budują swoje poczucie wartości na miłości ukochanego mężczyzny. Pani powinna inaczej. Pani jest wartościową osobą niezależnie od tego, czy ten dzieciak to docenia czy nie. I tego niech się Pani trzyma.
Innego pomysłu nie mam. Życzę powodzenia.
J.