Gość 11.06.2010 06:47
Na to pytanie:
http://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/88bb7
odpowiedział Pan, że w wypowiedzi Jezusa chodzi o konkubinat, a nie o zdradę.
Odpowiedź była nielogiczna- to, że nie wolno zdradzać wynika z setek inych miejsc z Biblii, jak więc z tego fragmentu można dojść do wniosku, że aby się rozwieść, wolno zdradzać?
Poza tym Odpowiadający pewnie wie, że w czasach biblijnych nie było konkubinatu, gdyż małżeństwo oznaczało po prostu przyjęcie do siebie żony ( nie było czegoś takiego jak zinstytucjonalizowany "ślub"- jak od XII w. w kościele katolickim- ewentualnie mogło być "wesele", gdy para była zamożna).
Czym więc wg Odpowiadającego miałby być wtedy ten tajemniczy konkubinat?:)
Bo jeżeli wspólnym życie osób, z których jedna jest zamężna, to mamy tu do czyniania z cudzołóstwem, a nie konkubinatem.
Odpowiedź nie była nielogiczna. Nielogiczna oznacza "nie stosująca się do prawideł logiki". A logika to nauka formalna, w którym zdanie "jeśli mamy zimę to 2X2=9", choć obie części zdania nie mają żadnego związku, jest zdaniem logicznym. I to prawdziwym wiosną, latem i jesienią. Odpowiedź była co najwyżej niepoprawna merytorycznie.
Oczywiście, nie wolno zdradzać. To wynika wielu miejsc w Biblii. Pytający sugeruje jednak, że Mateusz pozwala na rozwód, jeśli ktoś już został zdradzony. Cytuję pytającego: " Wielu ludzi odbiera to wyraźnie że zdrada jest argumentem biblijnym w sprawie rozwodu". Odpowiadający pisze więc: gdyby tak było, to najlepszą metodą na rozwiedzenie się byłoby złamanie biblijnego zakazu cudzołóstwa; wtedy już nie byłoby przeszkody, by się rozwieść. Taki sposób rozumowania nazywa się sprowadzeniem tezy adwersarza do absurdu.
Ale w odpowiedzi jest i wyjaśnienie problemu. Teraz cytuję dosłownie. "Mateuszowy zwrot tłumaczy się majczęściej jako zgodę na oddalenie konkubiny. To jest ów nierząd. Ludziom nie znajacym historii zycia jakieś pary mogło się wydawać, że są oni małżeństwem".
Gdzie tu owa nielogiczność (a właściwie niporprawność w rozumowaniu)? Należało może przytoczyć opinie biblistów. Że jedni widzą w tym nie tyle zgodę na rozwód, co na separację (tradycyjna interpretacja katolicka), inni przez nierząd rozumieją związki między bliskimi krewnymi (stąd małżeństwo byłoby nieważne). Prawda, słowo konkubinat w komentarzach biblijnych nie występuje. Ale odpowiadający pisząc "konkubinat" miał na myśli ogólnie nieprawe związki.
Bo nie jest prawdą - co sugeruje pytający - że konkubinatem nazywa się jedynie związki osób stanu wolnego. To - wedle słonika języka polskiego "trwałe, niezalegalizowane pożycie mężczyzny i kobiety".
Co do zawierania małżeństw w starożytności. Ślub w Izraelu składał się wtedy z dwóch części: umowy - często związanej z umową między rodzicami i z uroczystych przenosin pani młodej do do domu pana młodego. Bez tego pierwszego drugie się nie odbywało. Nie było tak, ze pewnego dnia decydowali się zamieszkać razem, i to był ślub. A przyjęcie do domu mężatki też ślubem nie było, tylko założeniem konkubinatu.
Z kolei prawo rzymskie (Mateusz pisze do Żydów, ale przecież i Palestyna i Grecja były wtedy pod panowaniem rzymskim) przewidywało różne sposoby zaślubin. Między innymi przez zasiedzenie konkubiny w domu konkubenta dłużej niż rok. Bo Rzymianie podchodzili do sprawy praktycznie. Wniosek z tego taki, że samo przeniesienie się kobiety do domu mężczyzny nie było traktowane jak małżeństwo. Więc proszę nie opowiadać bajek, że dopiero w XII wieku pojawiło się coś takiego jak zinstytucjonalizowany ślub. Owszem, być może chodziło Panu o zinstytucjonalizowanie od strony kościelnej. Ale przecież prawo religijne w Izraelu czy państwowe w Rzymie regulowało te sprawy znacznie wcześniej.
Wnioski na ile sensowne jest to czepianie się odpowiedzi, pozostawiam pytającemu.
J.